Węgla może zimą zabraknąć, ale nie igrzysk.
Wiele państw przesuwa się dziś ku autorytaryzmowi, choć ich odległość od demokratycznego standardu bywa różna i zmienna. Myślę, że Polska jest na tej skali gdzieś w jednej trzeciej drogi, może 4 na 10.
Kaczyński w swoich opowieściach potrafi połączyć Bismarcka, KPO i sejmową opozycję.
Władza PiS szuka ucieczki przed feralną zimą, łapiąc się wszystkiego, co odwróci uwagę od węgla, gazu, inflacji, cen i stóp procentowych. Sporo wskazuje na to, że po raz pierwszy od dawna może się to rządzącym nie udać.
Ta władza nie tylko zawłaszcza publiczne pieniądze, jest także złodziejem naszej przyszłości i czasu.
Niby to nie nasza sprawa, ale szkoda by było brytyjskiej monarchii. Dla nas, którzy uważamy się za republikanów i demokratów, to nostalgiczne przypomnienie, że państwo to dużo więcej niż rząd, a partyjny monarcha, bez względu na to, jak sam się widzi, zawsze pozostanie co najwyżej plemiennym kacykiem.
Pokolenia, które zaznały w Polsce „realnego socjalizmu”, mają powody, aby wspominać Michaiła Gorbaczowa z wdzięcznością.
Suwerenność à la PiS jest nie do pogodzenia z „zachodnim” systemem politycznym, prawnym, etycznym.
Przebieg i rozmiary katastrofy pokazują, że, bez wątpienia, nastąpiła potężna awaria systemu państwa skorodowanego żrącą, toksyczną polityką.
Kiedyś ważny polityk prawicowy mówił, że „Polska może być biedna, byle była katolicka”. Nie udało się ani z jednym, ani z drugim.