Wybrzuszenie hrubieszowskie staje się najniebezpieczniejszym rejonem Polski. Rosja kolejny raz posyła przez nie pociski nad zachodnią Ukrainę. To schemat bezczelny i groźny, który trzeba powstrzymać. Jak?
To już piąty znany incydent związany z naruszeniem polskiej przestrzeni powietrznej, w tym trzy razy przez pociski rakietowe, raz przez tajemniczy balon i raz przez dwa białoruskie śmigłowce. A nie o wszystkich wiemy. Nasza obrona powietrzna stanowczo musi być przestawiona w stan wyższej gotowości bojowej.
Wojna Rosji z Ukrainą przypomniała o sobie nad Polską. Ze wschodu wleciał niezidentyfikowany obiekt, prawdopodobnie pocisk manewrujący. Tym razem reakcja wojska i władz w niczym nie przypomina tego, co działo się w takich sytuacjach za rządów PiS i Mariusza Błaszczaka. Ten ostatni otrzymał dziś swoiste korepetycje z komunikacji kryzysowej.
Według oficjalnego ukraińskiego komunikatu na kraj wystrzelono 158 pocisków manewrujących i kilka balistycznych. Zestrzelono 114, ale przypuszczalnie jeden z nich przyleciał do Polski, na szczęście nie czyniąc szkód.
Niezidentyfikowany obiekt, który wleciał w polską przestrzeń powietrzną w piątek rano, to zapewne rosyjska rakieta. Po ok. 3 min opuściła nasze terytorium, zanim myśliwce zdążyły ją zestrzelić – poinformował dowódca operacyjny Rodzajów Sił Zbrojnych.
Narzuca się sformułowanie, że „w każdym normalnym kraju” sprawa taka jak wtargnięcie pocisku należącego do kraju agresora w czasie trwającej wojny wywołałaby skandal, dymisje lub zawieszenie w obowiązkach osób potencjalne odpowiedzialnych. A także publiczne dochodzenie, przejrzyste dla obywateli.
Znowu okazało się, że na zaskoczenia, jakie niesie wojna, nie jesteśmy gotowi. Losy zgubionego pocisku trzeba wyjaśnić, a powietrzne granice – jak najszybciej uszczelnić.
Polska z opóźnieniem odkrywa i sprawdza, czy na nasze terytorium wleciał i spoczął rosyjski pocisk manewrujący. Taki sam, jaki jest używany do bombardowania Ukrainy. Choć nie wygląda to na celowy atak zbrojny, nie można udawać, że nic się nie stało. Spóźnione tłumaczenia nie bardzo pomogą. Rząd po raz kolejny poległ w komunikacji. Odkrycie na polu było przypadkowe, bez udziału władz.
Po upadku ukraińskiego pocisku przeciwlotniczego Polska została poddana ćwiczeniu z reagowania kryzysowego, którego może wymagać prawdziwa wojna. Wyszło jak zwykle, nawet jeśli ktoś starał się, by wyszło dobrze.
Milczenie to dla polityków niezła okazja do demonstrowania nadymania się – znowu jesteśmy pępkiem kosmosu. (Bez)informacyjne zachowanie władz PiS i służb odpowiedzialnych za bezpieczeństwo państwa trzeba uznać za wyjątkowo skandaliczne.