W biały dzień, w centrach miast, pod okiem przechodniów i policji dochodzi do brutalnych rozbojów. Ofiarami są małoletni, ale napastnicy też niewiele starsi. Zabierają komórki, drobne pieniądze, zegarki, co bądź. Czasem biją, czasem tylko grożą. W kilku warszawskich dzielnicach – na Mokotowie, Gocławiu, Ochocie – to już prawdziwa plaga, ale policja bagatelizuje sygnały, bo ze statystyk wynika, że zagrożenia nie ma. Tymczasem większość zdarzeń to „ciemna liczba”, nie zgłaszana na komisariatach.
Coraz bardziej boimy się młodych przestępców. Agresywnych, bezwzględnych, pozbawionych skrupułów. Stereotyp jest taki: młodych przestępców wsadza się do poprawczaków, co jest bezcelowe, bo oni tam się tylko uczą bandyckiego rzemiosła. Więc opinia publiczna krytykuje poprawczaki, mówi: wsadzać małolatów do kryminału. Rzeczywistość jest inna: system opieki nad dzieciakami, które popełniły przestępstwo lub prostą drogą do tego zmierzają, to machina wielu instytucji, z których akurat zakłady poprawcze, gdzie trafiają nieliczni, wyglądają najlepiej. System zacina się. Pogrążył się w biedzie i nieudolnej reformie. Dziecko, które trafia w tryby państwowych instytucji wychowawczych, zbyt często już się z nich nie wydostaje, idzie schematyczną, powtarzalną drogą, w jednym kierunku – w dół, na dno.
Ojciec zginął, bo o wszystko się czepiał. Najbardziej go złościło, kiedy dzieci wracały za późno z dyskoteki, nie odrabiały lekcji, migały się od szkoły, nie szukały sobie pracy, wpadały w złe towarzystwo, przeklinały, nie sprzątały w pokojach i wkoło domu. Doprowadził do tego, że musiały wynająć na niego morderców. Na pomysł wpadła piętnastoletnia córka.
Rozmowa z dr psychologii Lucyną Kirwil z Instytutu Profilaktyki Społecznej i Resocjalizacji Uniwersytetu Warszawskiego
Kiedy cała Polska wciąż zastanawiała się nad śmiercią 14-letniego Adama, który 24 sierpnia 2001 r. w Gliwicach padł ofiarą straszliwie bezsensownej zemsty swoich rówieśników, w pokopalnianym opuszczonym budynku w Żorach odkryto zmasakrowane zwłoki 14-letniego Łukasza. Zginął 5 dni wcześniej z rąk o dwa lata starszego bandyty. Bo był niewygodnym świadkiem jego wcześniejszych przestępstw.
Szli przez Ostrowiec Świętokrzyski w pięciu. Czterech dużych po bokach, w środku ten mały, Piotrek. Jak nie chciał iść, to dostawał w ryja. Wycierał krew spod nosa brudną ręką. Patrzył wkoło, czy ludzie z bloków to widzą. Ale akurat była pora największej oglądalności. W telewizji leciała jakaś sensacja. W prawdziwym życiu czterech chłopaków prowadziło Piotrka na przedmieścia. Tam go zabili.
Wychowankowie domu poprawczego w Jerzmanicach bez powodu zdewastowali ten dobrze wyposażony i nowoczesny zakład. W końcu lutego br. w zakładach poprawczych i schroniskach dla nieletnich przebywało 1169 zabójców, gwałcicieli i rabusiów. Ilu z nich powinno znaleźć się w więzieniach i aresztach dla dorosłych?
Grzywka na wygolonej głowie, guma do żucia w ustach, dziwne miny, uśmieszek, zero skruchy – tak Grzegorz M., zwany Jojo, rocznik 1982, zaprezentował się składowi sędziowskiemu. Na nic się zdał płacz matki i babci. Sąd skazał go na 12 lat więzienia. To szokująco wysoka kara za rzucanie kamieniami z wiaduktu.
Kiedy gubernator George Bush czekał na wynik wyborów prezydenckich, w bloku śmierci w Huntsville, stan Teksas, szykowano egzekucję. Prawnicy skazanego czekali na wynik apelacji złożonej w federalnym Sądzie Najwyższym. Skazany nie czekał na nic. Nie był w stanie ogarnąć grozy swego położenia.
Okrutne zabójstwo bezdomnego we Wrocławiu, dokonane przez 15- i 16-latka, po raz kolejny koncentruje uwagę na przestępstwach najmłodszych. Zbiegło się ono w dodatku z obszerną zmianą przez Sejm (21 lipca br.) ustawy o postępowaniu w sprawach nieletnich.