Gdy usłyszałem, że minister łączności Tomasz Szyszko chciał zostać w rządzie, mimo że jego kolega partyjny minister kultury Kazimierz Ujazdowski ustąpił (w proteście przeciwko zdymisjonowaniu ministra sprawiedliwości Lecha Kaczyńskiego), w pierwszej chwili pomyślałem: a co tam Szyszko ma jeszcze dla siebie do załatwienia? Kiedy zaś minister Komorowski złożył wniosek o odwołanie wiceministra Szeremietiewa, uważałem, że zapewne to jakaś inna grupa polityków przymierza się do łapówek za zawierane w Ministerstwie Obrony kontrakty. Klasa polityczna zasłużyła sobie na takie przekonania moje i innych ludzi.
Trwa serial afer korupcyjnych na szczytach władzy. Jego kolejne odcinki kończą się dymisją wysokich urzędników państwowych. Można z tego wyciągnąć wniosek, że państwo energiczniej zabrało się za walkę z gospodarczymi patologiami. Niekoniecznie jednak będzie to prawda.
Po aresztowaniu byłego prezydenta Łodzi Marka Czekalskiego i byłego członka zarządu Pawła Pawlaka (obaj z Unii Wolności), tutejsze sfery polityczne żartują, że teraz stale trzeba nosić przy sobie szczoteczkę do zębów. – Niektórzy bledną słysząc takie żarty – mówi łódzki radny. W atmosferze domysłów i strachu rozwiązują się języki: w podejrzaną pomoc centrom handlowym zaangażowani byli ludzie ze wszystkich stron sceny politycznej.
Krytycy ustawy przeciw praniu brudnych pieniędzy, która właśnie weszła w życie, twierdzą, że to gra pozorów, prawo niemożliwe do wykonania. – Ta ustawa musiała być uchwalona – ripostują urzędnicy Ministerstwa Finansów. Inaczej instytucje międzynarodowe dostałyby kolejny sygnał, że Polska jest nieprzygotowana do wejścia w struktury UE.
Sława Aleksandra Gawronika jako wyrafinowanego aferzysty w białym kołnierzyku wydaje się głęboko niezasłużona. W świetle dotychczasowych zarzutów prokuratora – jeśli oczywiście sąd uzna ich zasadność – ów znany biznesmen jawi się raczej jako dość prosty, pospolity przestępca. W jego pomysłach na zarabianie pieniędzy trudno bowiem dopatrzyć się finezji.
Wyłudzenia stały się zmorą polskiej gospodarki. Wyłudza się prawie wszystko, za co nie trzeba płacić od ręki – od telefonów komórkowych i telewizorów po wagony węgla i linie produkcyjne. Dziurawe prawo i niesprawny wymiar sprawiedliwości powodują, że proceder ten jest bezpieczny i niezwykle intratny. Dlatego firmy, które na skutek wyłudzeń ponoszą największe straty, zawiązały koalicję i chcą się bronić.
Śląska prokuratura oskarżyła Arkadiusza N., byłego dyrektora katowickiego oddziału Banku Przemysłowego w Łodzi i wykładowcę w Międzynarodowej Szkole Finansów i Bankowości, o wyłudzenie 3 mln zł ze swojego banku. Z kolei w Częstochowie w areszcie siedzi czterech byłych szefów oddziału Beskidzkiego Domu Maklerskiego, którzy swoim klientom założyli dwa rachunki: z jednego, tego prawdziwego, brali pieniądze do gry na giełdzie, a drugim, wirtualnym, mydlono oczy co do stanu konta. Na filmach gangsterzy wysadzają sejfy, żeby dobrać się do pieniędzy, a i w życiu – jak ostatnio w Kredyt Banku w Warszawie – zdarzają się prawdziwe dramaty. Znacznie łatwiej zrobić jednak skok od wewnątrz, w białych rękawiczkach i za pomocą komputera.
Nie płacisz długów? Jesteś złym szefem dla swych pracowników? Źle traktujesz klientów? Strzeż się, bo możesz trafić na czarną listę. W Internecie trwa wymierzanie sprawiedliwości.
Prokurator, niczym biegły księgowy, sumował dolary, marki, franki, przeliczał na złotówki według starego i nowego kursu, dodawał, odejmował, mnożył i dzielił. I zawsze wychodziło tak samo, bilans nie zgadzał się. Według tych szacunków Skarb Państwa stracił na operacjach Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego ok. 100 mln dolarów. Ile z nich przepadło w wyniku złych decyzji, a ile po prostu ukradziono – określi sąd.
W Lublinie zawarto ciekawy układ gospodarczo-polityczny. Korzystając z poparcia prawicowego posła Mieczysława Szczygła (AWS) władzę nad tutejszymi zakładami produkującymi obuwie przejęła grupa spółek kontrolowanych przez Ryszarda Janiszewskiego, znanego do tej pory z lewicowych sympatii. Pieniądze lubelskiej firmy poprzez skomplikowane transakcje giełdowe transferowane są na konta grupy Janiszewskiego. Fabryce, podobnie jak wielu innym przedsiębiorstwom, nad którymi kontrolę przejmował Janiszewski, grozi upadek. Akcjonariuszem zakładów z Lublina jest Skarb Państwa, ale nie reaguje na próby wysysania ze spółki pieniędzy. Dlaczego?