Od kilku tygodni o rektorze prywatnej Elbląskiej Uczelni Humanistyczno-Ekonomicznej (EUHE) należy pisać per Zdzisław D. Jego nazwisko pozostaje do wiadomości prokuratury, oskarżającej D. o wyprowadzenie ponad 9 mln zł z innej elbląskiej szkoły, której rektorował.
Ta sprawa wywołuje zażenowanie. W prywatnych rozmowach słychać – to skandal, być może ci ludzie powinni pójść do więzienia, ale dopiero po wyroku. Publicznie w dobrym tonie jest wołać – złodzieje. Ta sprawa to aresztowanie członków zarządu Stoczni Szczecińskiej.
Gospodarka zwolniła. Mnożą się bankructwa małych i średnich firm, dramatycznie rośnie liczba przeterminowanych kredytów, niezapłaconych rachunków i innych długów. Z ich odzyskiwaniem banki i Skarb Państwa jakoś sobie radzą. Już dużo trudniej z niesolidnymi dłużnikami uporać się pośrednikom kredytowym, zakładom energetycznym, spółdzielniom mieszkaniowym czy po prostu mniejszym firmom. Nie zaprzestają walki, ale w warunkach stagnacji gospodarczej nie jest ona łatwa.
Mamy niezwykle przedsiębiorczych urzędników. Jak Polska długa i szeroka dorabiają na boku – szkolą, doradzają, piszą opinie, udzielają konsultacji, wykonują projekty, handlują nieruchomościami. Okazję do tych intratnych zajęć tworzą zatrudniające ich urzędy, a sprzyja nieprecyzyjne prawo, brak jasnych reguł etycznych i atmosfera przyzwolenia. W efekcie służba publiczna staje się często tylko okazją do akwizycji prywatnych usług.
Jedenaście miesięcy po zatrzymaniu Grzegorza Wieczerzaka do aresztu trafił jego były szef Władysław Jamroży, również pod zarzutem działania na szkodę Grupy PZU. Wcześniej osadzono członków zarządu spółki zależnej, czyli PZU Development. Zarówno grono zatrzymanych, jak i wypowiedzi prokuratora wskazują, że prowadzący śledztwo skupili się tylko na wątku handlu nieruchomościami. Znaczy to, że w rozsupływaniu afery PZU, w której szkody szacowano na 160–200 mln zł, po prawie roku nie znaleźliśmy się nawet na półmetku.
Lata 90. – pierwsze pięciolatki budowy kapitalizmu – przyniosły wiele wielkich afer. Ze Skarbu Państwa jak z dziurawego sita wyciekły strumienie pieniędzy. Aferzyści, zwani przy innych okazjach biznesmenami, nie płacili podatków, naciągali banki i naiwnych klientów. Chociaż politycy odgrażali się, że rozliczą aferzystów i złodziei, prokuratury i sądy okazały się bezradne wobec sprytnych naciągaczy. Sprawy wloką się latami, ulegają przedawnieniu. Oskarżeni przy pomocy adwokatów z powodzeniem stosują uniki, nie stawiają się w terminach rozpraw, chorują, apelują, zwracają o kasacje, z aresztów wychodzą za poręczeniem majątkowym, aby już za kraty nie powrócić. Sprawdziliśmy, co teraz robią i gdzie utknęły ich sprawy.
Katowicka prokuratura zarzuca szefom Colloseum wyłudzenia na wielką skalę. UOP i policja od kilku już lat próbują znaleźć źródła finansowej potęgi konsorcjum, a premier Miller zażądał od minister sprawiedliwości raportu o sytuacji w katowickim sądzie, którego opieszałość pozwoliła szefom konsorcjum na ucieczkę za granicę.
Więzienie to wolny rynek. Są towary i usługi, dłużnicy i wierzyciele. Coraz więcej trafia za kraty ludzi z pieniędzmi. Bogaci mają w więzieniu szacunek, bo uchodzą za cwaniaków.
Konsorcjum Finansowo-Inwestycyjne Colloseum, z branży hutniczej, od dawna było prześwietlane przez UOP, policję i media. Prezes Józef Jędruch, spoglądający w całej Polsce z billboardów zapowiadających kolosalne zmiany, chciał, aby to prześwietlenie było głębokie i ucięło wszelkie spekulacje. Niestety, w efekcie zaprowadziło go ono do aresztu.