Kraje skandynawskie nie mają z kim konkurować pod względem równości płci. Jednocześnie mają najwyższe wskaźniki przemocy wobec kobiet. To się nazywa nordycki paradoks.
Na początku sierpnia zatrzymano w Warszawie 48 osób. Policja kuła je w kajdanki, woziła z komendy na komendę, utrudniając kontakt z pełnomocnikami, poniżała.
Nagle może dojść do jakże upragnionego zjednoczenia religijnego Rosji, Polski i Turcji pod egidą relatywnie pozytywnego stosunku do przemocy.
„Konwencja stambulska godzi w nasz porządek prawny, ma ideologiczne podłoże i niewłaściwie definiuje źródła przemocy” – oświadczył szef rządu Mateusz Morawiecki.
Kto i kiedy zatrzyma „płeciowych” bojowców (obojga płeci) kompromitujących Polskę na całym świecie? Przecież nie obecny lokator Pałacu Namiestnikowskiego.
Pomysł, jak się wydaje, był autorski. Być może motywowany potrzebą umocnienia swojej pozycji w PiS, być może frustracją prymusa, który szykował się na delfina, a urósł mu konkurent.
Konwencji antyprzemocowej nie podpisały Rosja i Azerbejdżan, dwa z 47 krajów należących do Rady Europy. Nie ratyfikowało jej 11 członków RE, w tym sześciu z Unii Europejskiej.
Można powiedzieć, że przemoc stosuje sprawca, ale i państwo, które nie zapewniając właściwej pomocy, wikła ofiary w sytuację bez wyjścia – mówi Urszula Nowakowska, prezes Centrum Praw Kobiet.
List wójta gminy Tuszów Narodowy do Adama Bodnara dowodzi, że słowa mają moc. Tak jak reklamy działają na sprzedaż, tak słowa mogą kazać w kogoś wycelować lufę.
Klasyczna powieść Herberta George’a Wellsa posłużyła jako punkt wyjścia dla kina grozy czasów #MeToo.