Nagle może dojść do jakże upragnionego zjednoczenia religijnego Rosji, Polski i Turcji pod egidą relatywnie pozytywnego stosunku do przemocy.
Od tygodnia aktywistki protestują przeciwko groźbie wypowiedzenia konwencji. Od lat alarmują natomiast, że stanowi ona prawo tyleż dobre, co martwe.
„Konwencja stambulska godzi w nasz porządek prawny, ma ideologiczne podłoże i niewłaściwie definiuje źródła przemocy” – oświadczył szef rządu Mateusz Morawiecki.
Kto i kiedy zatrzyma „płeciowych” bojowców (obojga płeci) kompromitujących Polskę na całym świecie? Przecież nie obecny lokator Pałacu Namiestnikowskiego.
Pomysł, jak się wydaje, był autorski. Być może motywowany potrzebą umocnienia swojej pozycji w PiS, być może frustracją prymusa, który szykował się na delfina, a urósł mu konkurent.
Konwencji antyprzemocowej nie podpisały Rosja i Azerbejdżan, dwa z 47 krajów należących do Rady Europy. Nie ratyfikowało jej 11 członków RE, w tym sześciu z Unii Europejskiej.
Zarówno rząd, jak i np. Instytut Ordo Iuris lubią podkreślać, jak dobrze wypadamy na tle innych krajów, nie mając problemu z przemocą. Tyle że przemilczają twarde dane na ten temat.
To już kolejne podejście Zbigniewa Ziobry do wypowiedzenia przez Polskę konwencji antyprzemocowej. Pytanie, czy zdoła za sobą pociągnąć rząd PiS.
Pięć organizacji kobiecych organizuje w kilkunastu miastach demonstracje przeciwko wypowiedzeniu przez rząd konwencji antyprzemocowej.
Walka z „genderem” ma nową odsłonę: demontaż wynikających z konwencji zobowiązań państwa, takich jak edukowanie i tworzenie polityki przeciwdziałania przemocy.