Rząd do końca 2026 r. chce, żeby żłobki były w co najmniej 90 proc. polskich gmin, a liczba nowo utworzonych w nich miejsc sięgnęła 100 tys. Zadanie jest więcej niż ambitne.
Wiatr hula po salach matematycznych, językowych czy przedmiotów zawodowych w szkołach średnich, a do pracy z dziećmi w przedszkolach brakuje 3,3 tys. osób. Dziury kadrowe zioną przede wszystkim w dużych i średnich miastach.
Minister zdrowia ostudził nieco zapowiedzi Przemysława Czarnka, który w wywiadach roztacza wizje, że od kolejnego tygodnia do szkół ruszą klasy I–III, a następnie dalsze roczniki.
Weszliśmy w drugi etap łagodzenia restrykcji związanych z epidemią koronawirusa. Można już pójść na zakupy do galerii handlowej, odwiedzić muzeum, zaprowadzić dziecko do przedszkola, pograć w piłkę na boisku lub spędzić weekend w hotelu za miastem. To, że można, nie znaczy jednak wcale, że tak rzeczywiście jest.
Decyzję rząd uzasadnia „oczekiwaniem wielu rodziców, którzy chcieliby wrócić do pracy”. Pytanie, czy oddając dzieci pod opiekę w takich warunkach, ktokolwiek byłby w stanie na pracy się skupić.
Rozmowa z Moniką Rościszewską-Woźniak, prezeską Fundacji Rozwoju Dzieci im. Komeńskiego, o tym, jakie są i jakie powinny być żłobki.
Zarabiają niewiele i nie jest jasne, czy po wakacjach dostaną dodatek za wychowawstwo. Najtrudniejsza sytuacja jest w Warszawie. W stołecznych przedszkolach czekają wakaty na 600 nauczycielek.
Tym, co najbardziej przygnębia, jest rozbieżność między miastami i wsiami. O ile w miastach z opieki przedszkolnej korzystało w ubiegłym roku 93 proc. dzieci, o tyle na wsiach było ich tylko 79 proc. A właśnie tam najbardziej potrzebny jest wczesny start do nauki.
Daniel Welfel o kształtowaniu inteligencji emocjonalnej u przedszkolaków.
Leśne przedszkola docierają do Polski. Odkrywamy to, co nasi sąsiedzi – Niemcy czy Czesi – wiedzą od dawna: edukacja nie musi być zamknięta w czterech ścianach.