Krajowy Rejestr Sądowy powstał po to, aby zlikwidować kolejki w sądach rejestrowych i zapewnić bezpieczeństwo obrotu gospodarczego. Na razie życie kpi z tych założeń – rejestr zakorkował się niemal kompletnie, a to grozi – bez żartów – paraliżem gospodarki. Tysiące spółek znalazło się bowiem w niebycie prawnym. Jeśli ten stan potrwa dłużej, może się to dla nich skończyć katastrofą.
Zmiana przepisów może spowodować upadek nawet stabilnej firmy. U nas często bywa też odwrotnie – nowe prawo ma magiczną zdolność mnożenia przedsiębiorstw, niczym Lejzorek królików. W najbliższych tygodniach też należy się spodziewać wysypu malutkich, jednoosobowych firemek, ale bezrobocie od tego nie zmaleje.
Pan Henryk ma 5-letni rosyjski traktor. Jego ciągnik przeobraża się na czas protestów, niczym zabawka dla dzieci – transformers, z narzędzia pracy w bojową amfibię.
Prezes ciągle uspokajał. Mówił, że kończy rozmowy z inwestorem strategicznym, że jeszcze przed świętami dopnie prywatyzację. A w nowym roku kłopoty fabryki się skończą. Załoga wierzyła, bo bardzo chciała wierzyć.
Profesorowie Mirosława Marody i Jerzy Hausner postawili tezę (POLITYKA 50/2000), że Polska stała się tzw. miękkim państwem, a więc takim, które nie rozpada się, trwa, ale jest źle zarządzane. W miękkim państwie administruje się, ale nie rządzi. W tej sprawie głos zabrał premier Jerzy Buzek (POLITYKA 53/2000), który uznał, że jedną z przyczyn słabości państwa jest zawłaszczanie informacji przez polityków i urzędników. Premier zaproponował powszechne uwłaszczenie informacji, a kluczową rolę w tym procesie przyznał mającemu powstać Głównemu Urzędowi Administracji Publicznej. To on, obok ustawy o powszechnym dostępie obywateli do informacji, ma oswoić biurokratycznego Lewiatana i przybliżyć informację obywatelom.
Głośne manifestacje, czasami zamieszki na ulicach, konflikty i strajki w zakładach pracy, negocjacje z rządem, obecność w parlamencie – z tego dobrze znane są związki zawodowe. Cała ta działalność koncentruje się jednak prawie wyłącznie w państwowych przedsiębiorstwach i sferze budżetowej. To w tych sektorach związki utrzymują swoją potęgę i polityczne znaczenie, tam dyktują ostre warunki. Tymczasem już 70 proc. Polaków pracuje w sektorze prywatnym. Tam związki praktycznie nie istnieją.
Spółka ABB ZWAR chce teren swojego podwarszawskiego zakładu w Międzylesiu przeznaczyć pod budowę sklepów i domów mieszkalnych. Nowy gospodarz Stoczni Gdańskiej planuje zamienić ją w wielkomiejskie centrum. Na terenie Huty Zabrze powstały stacje benzynowe. W Łodzi na terenach upadłych firm włókienniczych buduje się hipermarkety. Kupowanie prywatyzowanych zakładów jest teraz sposobem na zdobywanie atrakcyjnych nieruchomości.
Dr Jan Kulczyk ma szczęśliwą rękę do interesów. W ciągu ostatnich dziesięciu lat stworzył potężne imperium, zapewniając sobie międzynarodową sławę, prestiż i tytuł najbogatszego Polaka. Dla jednych jest dowodem ogromnych możliwości polskiego prywatnego biznesu, dla drugich symbolem podejrzanych powiązań polityki i gospodarki. Na czym polega tajemnica sukcesu Jana Kulczyka?
To były pieszczochy schyłku socjalizmu. Pierwsze socjalistyczne przedsiębiorstwa z kapitałem międzynarodowym: Petrobaltic, Miraculum, Przędzalnia Przyjaźń oraz FIMBES powstały, żeby zacieśnić więzy kooperacyjne między Polską a Związkiem Radzieckim i NRD oraz udowodnić wyższość Rady Wzajemnej Pomocy Gospodarczej nad Europejską Wspólnotą Gospodarczą. Miało być wspaniale, a został balast, z którym nie każdy przez 10 lat potrafił się uporać.