Maciej Duda zaczynał od rzeźni w garażu. W błyskawicznym tempie zbudował wielką globalną firmę. Ma niezwykłe wyczucie świńskiego biznesu – mówi o nim jeden z konkurentów.
Przed 2004 r. firmy, które miały zdeterminowane załogi i państwowego właściciela, nie musiały się lękać długów. Wszystko dawało się umorzyć. Dziś na pomoc publiczną musi się zgodzić Komisja Europejska. Ta zaś jest dociekliwa, a serce ma jak z kamienia.
Sporo wielkich światowych koncernów wyrosło z firm rodzinnych. Część z nich pozostaje nadal pod kontrolą potomków założycieli. Czy i my doczekamy się dynastii polskich Fordów, Agnellich, Waltonów?
Biznesowe okazje są jak autobusy – zawsze jakiś przyjedzie – to jeden z aforyzmów przypisywanych miliarderowi Richardowi Bransonowi. Jest żywą reklamą Wielkiej Brytanii. Ma tysiąc pomysłów na minutę. W tym roku zajmie się poszukiwaniem prawdziwego kosmicznego paliwa, a w przyszłym rozkręcaniem kosmicznej turystyki.
Zdarza się, że po latach sądowych sporów hotele, kamienice, fabryki, a nawet całe uzdrowiska, wracają do rodzin przedwojennych właścicieli. Zwykle nieruchomość idzie zaraz potem pod młotek, ale nie brak śmiałków, którzy próbują swoich sił w odzyskanym biznesie.
Niewykluczone, że w walce z syndykiem mieszkańcy osiedla Starosielce sięgną po broń ostateczną – klątwę. Raz już, w carskich czasach, pomogła.
Konkurenta można niszczyć albo próbować się z nim dogadać. Ten drugi sposób jest coraz częściej wykorzystywany. Z dobrym skutkiem.
Mamy talent do biznesu – lubimy o sobie powtarzać taką opinię. W starzejącej się Europie moglibyśmy być jak szczupaki w stawie pełnym sennych karpi. Ale z polskiej rewolucji kapitalistycznej – tej z początków ubiegłej dekady, rozpoczynanej od handlu na polowych łóżkach – wyraźnie zeszło powietrze. Coraz mniejszy zapał, coraz mniej chętnych, coraz gorszy klimat i topniejąca społeczna akceptacja, za to biurokratyczne przeszkody ciągle te same. Polak dziś głównie marzy o spokojnym etacie.