Najwięksi polscy biznesmeni czują się coraz bardziej sfrustrowani. Uderzyli głową w szklany sufit i bez pomocy państwa nie są w stanie zbudować polskiej firmy o zasięgu światowym.
Nasze państwo przypomina dziś pogotowie ratunkowe, zasypane lawiną wezwań do firm w stanie krytycznym. Są stany zawałowe, chorzy przewlekle, ofiary wypadków drogowych. Kogo da się uratować i jak?
Szklany sufit, zagrożone kryzysem etaty, problem z połączeniem pracy i macierzyństwa. Kobiety znajdują na to patent – własna firma.
Zakładając firmę poświęcają jej niemal wszystko: czas, pieniądze, energię. Niektórzy przedsiębiorcy oddają także własne nazwisko. Nie wiedzą, że może to stać się źródłem kłopotów.
Firmy ogarnął kult młodości. Każda chce wyglądać nowocześnie, poprawiać wizerunek, fundować sobie kurację odmładzającą. Nie brakuje gotowych na zabiegi chirurgiczne.
Po bankructwach, po odsiadkach, po wyrokach – przedsiębiorcy poszkodowani przez urzędników państwowych zakładają ruch społeczny.
Adidasy, pampersy, teflon, aspiryna, ptasie mleczko. To znaki towarowe konkretnych producentów czy obiegowe nazwy popularnych produktów? Jeśli pojawia się taka wątpliwość, to znaczy, że firma ma poważny problem.
Czekanie na należności to jedna z największych zmór polskich przedsiębiorców. W czasie kryzysu z zatorami płatniczymi zetknie się prawie każda firma.
Firmy, których właściciele są optymistami, okazały się najlepiej przygotowane do wahań koniunktury - wynika z badań ośrodka Pentor RI przeprowadzonych na zlecenie Fundacji Kronenberga przy banku Citi Handlowym.
Sejm przyjął sztandarowy projekt gospodarczy PO: ustawę o ograniczaniu barier administracyjnych dla przedsiębiorców i obywateli. Będzie mniej biurokracji, a państwo zaufa obywatelom. Czy w kraju, gdzie mało kto komu ufa, jest to w ogóle możliwe?