W mediach społecznościowych pojawia się coraz więcej materiałów świadczących rzekomo o tym, że wojny na ukraińskim froncie nie ma. Kłamstwa propaguje amerykańska skrajna prawica, ale stoi za nimi Kreml.
Współcześni propagandyści i macherzy od piaru opierają swoje poczynania na ustaleniach filozofii i psychologii. Czy sukcesy prowadzonych przez nich kampanii potwierdzają słuszność tych teorii?
Jeśli komuś się wydaje, że Putin przywołujący J.K. Rowling w kontekście wojny w Ukrainie to najdziwniejsze, co mogło się zdarzyć, to nieuważnie przyglądał się temu, jak w ostatnich latach kształtowała się narracja zachodniej prawicy.
Już w pierwszym dniu wojny z Ukrainą rosyjskie media pobiły rekordy absurdu, które kiedyś ustanowili radzieccy propagandziści.
Spora część programowych proklamacji tzw. dobrej zmiany ma charakter propagrandy (pozwalam sobie stworzyć takie pojęcie), której dobrym przykładem jest nachalne wieszczenie sukcesów, często humorystyczne czy też tragikomiczne.
Po skandalicznej manipulacji w „Wiadomościach” TVP należy zadać pytanie – czy można pogodzić istnienie demokracji i demotywatorów?
Rusyfikatorom się nie udało, realkomunistom się nie udało, przewróci się też szef resortu edukacji i nauki Przemysław Czarnek, jak też przewróci się ten cały fałsz, zakłamanie historii.
Mateusz Morawiecki i śmieszy, i mami. Od tego, czy uda mu się sprzedać Polakom tzw. Polski Ład, zależy jego polityczna przyszłość. Ostatnio uruchomił nawet własny podcast.
Partia Jarosława Kaczyńskiego, jak żadne inne ugrupowanie w III RP, ma obsesję na punkcie mediów. Te lojalne nagradza i hołubi – z wzajemnością. Pozostałe chce kupić, przestraszyć lub zniszczyć. Działa na wszystkich tych kierunkach.
W ostatnich tygodniach zmuszono Polaków do wyobrażenia sobie, co by było, gdyby przestały istnieć niezależne od władzy media, a obywatele – pozbawieni jakiegokolwiek wyboru – zostali poddani zmasowanej propagandzie władzy. Czy udałoby im się jej nie ulec?