Proces tworzenia niezależnej od Moskiewskiego Patriarchatu ukraińskiej cerkwi prawosławnej to kolejny etap „uaexitu”, wyjścia Ukrainy z rosyjskiego świata.
350 lat temu Kościół prawosławny pękł na pół, a potępieni przez sobór starowiercy rozpierzchli się po świecie. Wielu z nich trafiło później do Rzeczpospolitej.
Prawosławni duchowni są w forpoczcie kremlowskiej krucjaty w obronie tradycyjnych wartości, które większość Rosjan wyznaje, ale nie przestrzega.
Niewykluczone, że agresja Putina – całkowicie wbrew zamierzeniom – doprowadzi w przyszłości do zjednoczenia podzielonego ukraińskiego prawosławia.
Władyka to honorowy tytuł przysługujący prawosławnym hierarchom, w tym metropolitom warszawskim i całej Polski, zwierzchnikom Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego. Losy tych ostatnich pełne są ciemnych i białych plam.
Co zostanie z wizyty patriarchy Cyryla? Przede wszystkim symboliczne gesty.
Dobrze, że jest przesłanie pojednania polsko-rosyjskiego. Jeśli odcedzić ogólniki i frazesy, z pewnością ważne dla wiernych, zostaje jeden główny komunikat ogólnego użytku: niech nasze narody wejdą w dialog o naszej historii i przyszłości. Skoro politycy nie dają rady, to może pierwszy krok ku temu dziełu postawią Kościoły.
W czwartek 16 sierpnia patriarcha Moskwy i Wszechrusi Cyryl I przyjeżdża do Polski. To będzie wyjątkowa wizyta.
Wbrew sceptykom wizyta patriarchy Cyryla I w Polsce może mieć wpływ głębszy się niż się wydaje. Jak głęboki, dopiero czas pokaże. Ale żadną miarą nie uważam tej wizyty za coś szkodzącego Polsce.
Polityk, menedżer czy duchowny? Nad patriarchą Moskwy i Wszechrusi Cyrylem, który będzie gościł w Polsce, zbierają się czarne chmury.