Wiceprezydent USA Mike Pence podkreślał niedawno, że Polska wzmacnia swoją praworządność. Intencje p. Pence′a są mało istotne, ale jego słowa wyglądają na żart z obiektywnego punktu widzenia.
Wiceprezydent Stanów Zjednoczonych Mike Pence ogłosił, że Andrzej Duda działa „na rzecz wzmocnienia rządów prawa”, i to z oddaniem. Czyżby?
Ponad połowa raportu dotyczy praworządności. Reszta praw kobiet. Dokument ma przede wszystkim wymiar wizerunkowy.
To powinien być znak ostrzegawczy dla polskich władz, by zaprzestały dyscyplinarnych represji wobec sędziów krytykujących poczynania PiS.
Spór z Polską o praworządność popycha Brukselę do szukania nowych narzędzi, które jeszcze pięć–sześć lat temu były politycznie trudne do wyobrażenia. Paradoksalnie, Warszawa pomaga zatem we wzmacnianiu instytucji UE, choć głosi potrzebę czegoś odwrotnego.
Strona polska nie przedstawiła w zasadzie żadnych argumentów na to, że zabezpieczenie TSUE nie jest potrzebne – poza tym, że uważa skargę KE za niesłuszną, a „reformę” Sądu Najwyższego za dobrą i nienaruszającą prawa UE.
Bruksela kompletnie nie ufa rządowi Morawieckiego – boi się, że jego prace legislacyjne mogą doprowadzić do kolejnego łamania konstytucji, upokarzania sędziów SN i do podminowania decyzji TSUE.
Klarownej odpowiedzi na pytanie o przestrzeganie wyroków nie usłyszał ani Frans Timmermans, ani ministrowie z kilku krajów Unii, którzy powtarzali to pytanie Konradowi Szymańskiemu.
Dlaczego Polska, kiedyś beniaminek Unii Europejskiej, zamienia się pod rządami PiS w jeden z jej problemów?