W ubiegłym tygodniu, podczas debaty o kodyfikacji karnej, Sejm zmienił się w Izbę Strachu i Represji. Posłowie ze wszystkich klubów w trosce o bezpieczeństwo obywateli opowiedzieli się za rygorystyczną polityką karania, lansowaną przez ministra sprawiedliwości Lecha Kaczyńskiego. Z kolei szef MSWiA Marek Biernacki ogłosił nową policyjną strategię walki z przestępczością pospolitą pod kryptonimem „17 razy 5”.
Co statystyczny Polak wie o prawie? Ogólnie to, że przepisów jest wiele, są zawiłe i niezrozumiałe, sądy są nierychliwe i rzadko sprawiedliwe, a prawo chroni tylko tych, którzy potrafią z niego korzystać, czytaj: bogatych. Znajomość prawa wśród obywateli jest prawie żadna, a ci którzy powinni stać na jego straży, np. policjanci czy urzędnicy, często tę niewiedzę wykorzystują.
Artykuł prof. Jana Widackiego „Administrator strachu” (POLITYKA 47) wyjaśniał, co właściwie mieli na myśli „prawnicy, specjaliści z zakresu prawa karnego, naukowcy i praktycy” krytykujący pomysły ministra Lecha Kaczyńskiego dotyczące zaostrzenia kodeksu karnego. Chciałbym odpowiedzieć profesorowi Widackiemu jako niespecjalista, nienaukowiec i nieprawnik, a jako zwykły obywatel zaniepokojony wzrostem przestępczości.
Kilkudziesięciu prawników, specjalistów z zakresu prawa karnego, naukowców i praktyków – znalazłem się wśród nich – opublikowało oświadczenie, w którym dało wyraz swemu zaniepokojeniu działaniami i wypowiedziami ministra sprawiedliwości Lecha Kaczyńskiego. Za niepokojące uznaliśmy przede wszystkim to, że zdradzają one nieznajomość bądź lekceważenie dla światowego dorobku nauk penalnych, że wprowadzają opinię publiczną w błąd, że podnoszą i tak już bardzo wysokie w naszym społeczeństwie poczucie zagrożenia. Odwracając uwagę od naprawdę istotnych problemów wymiaru sprawiedliwości, pomysły ministra w konsekwencji są groźne dla porządku i bezpieczeństwa w naszym kraju. A wzmacniając w społeczeństwie najbardziej prymitywne postawy represyjne – są groźne dla polskiej demokracji. Te bardzo ciężkie zarzuty wymagają uzasadnienia.
Brytyjski sędzia zdecydował, że para syjamskich bliźniąt powinna być rozdzielona, ponieważ gdyby pozostały połączone, żyć będą około pół roku, natomiast po rozdzieleniu jedno wprawdzie umrze – pozbawione zostanie podstawowych organów, w tym serca – jednak drugie ma szansę przeżycia jako silne i zdrowe dziecko. Ta decyzja sądowa wywołała znaczne zainteresowanie i kontrowersje. Wydaje się, że nie chodzi tylko o poszukiwanie sensacji, ale o istotny konflikt wartości ujawniony w tym dylemacie.
Przed dwoma laty prokuratorzy skutecznie protestowali przeciwko próbom odebrania im przywileju emerytalnego, jakim jest przechodzenie w stan spoczynku. Rok temu skutecznie przeciwstawili się projektowi nowej ustawy dążącej do zmiany organizacji i zadań prokuratury. Lech Kaczyński, od niedawna minister sprawiedliwości i równocześnie prokurator generalny, chce, aby równie skutecznie zajęli się zwalczaniem przestępczości.
Stosunki w BIG Banku Gdańskim kojarzą się zwykłym śmiertelnikom z emocjami z autobazaru. Zanim pieniądze i kluczyki przejdą z rąk do rąk, obie strony trzymają samochód za klamkę. Dwóch prezesów, dwa zarządy, dwie rady nadzorcze, atmosfera podejrzeń i przekrętów. Przed tygodniem tę rozgrywkę zastopował sąd dając szansę na zbadanie jej legalności i... komplikując ją jeszcze bardziej.
W ustawie lustracyjnej znajdują się dwa, przemilczane w licznych dyskusjach, lakoniczne przepisy. To jest prawdziwa bomba z opóźnionym zapłonem. Jednego wybuchu byliśmy niedawno świadkami (dymisja wicepremiera Janusza Tomaszewskiego), czekają nas niebawem, niestety, następne.
Ile mamy w państwie służb, inspekcji i straży, których funkcjonariusze mogą nam za różnego rodzaju wykroczenia wlepić mandat? Pełnej wiedzy nie ma ani Sejm, ani Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji, ani też kancelarie premiera i prezydenta. Policzyliśmy więc sami i wyszło nam, że organów - jak to pięknie formułuje język przepisów - "uprawnionych do nakładania grzywien w drodze mandatów karnych" jest 23. Ale ilość nie przechodzi w jakość. Według opublikowanego właśnie raportu NIK zaniedbania urzędników w ściąganiu mandatów pozbawiły Skarb Państwa 66 mln zł.