Władze Warszawy postanowiły skłonić kierowców do zdjęcia nogi z gazu. Od 18 września po stołecznych ulicach nie będzie można jeździć szybciej niż 50 km/godz. Za Warszawą mają pójść inne miasta. Ograniczenie szybkości ma diametralnie poprawić bezpieczeństwo na jezdniach. Nadzieje te wydają się jednak płonne.
Sejm niemal jednogłośnie przyjął nowe przepisy zaostrzające kary dla pijanych kierowców. Prawdopodobnie jeszcze przed wakacjami nowe zasady wejdą w życie.
W Ministerstwie Transportu powstał projekt nowelizacji prawa o ruchu drogowym. Większość proponowanych zmian jest zrozumiała dla wąskiej grupy kodeksowych ekspertów, jednak kilka z nich wywoła gwałtowne spory. Wielu kierowców wzburzy zapewne pomysł ograniczenia dopuszczalnej prędkości w miastach do 50 km/godz.
Warszawa jako ostatnia duża polska metropolia w połowie lipca wprowadziła w centrum strefę płatnego parkowania. W ten sposób chce skłonić mieszkańców do bardziej umiarkowanego korzystania z własnych aut, choć w zamian nie jest im w stanie wiele zaoferować. Doświadczenia Krakowa, Poznania lub Gdańska dowodzą, że samym płatnym parkowaniem nie uda się rozwiązać coraz dramatyczniejszych miejskich problemów komunikacyjnych.
Urzędnicy resortu komunikacji twierdzą, że niska świadomość kierowców jest jedną z głównych przyczyn wypadków w Polsce. Tymczasem groźniejszy jest brak wyobraźni u samych urzędników, którzy istotne decyzje podejmowali tuż przed 1 lipca, dniem wejścia w życie wielu zmian w kodeksie drogowym.