„Zwalniają, znaczy będą przyjmować” – mawiał Lejzorek Rojtszwaniec. Kierując się tą życiową mądrością sprawdziliśmy, kto zwalnia pracowników, a kto ich będzie przyjmował. Doliczyliśmy się 700 tys. szykujących się nowych posad. Niektóre czekają na przedstawicieli zawodów, których istnienia nie podejrzewaliśmy.
Firmy nadal ostro tną wydatki. Część z nich potrzebną siłę roboczą wypożycza z agencji pracy czasowej. Dla jednych to przyszłość rynku pracy, dla innych powrót do niewolnictwa.
Na Ukrainie były matkami i żonami, pisały doktoraty, grały na skrzypcach, pracowały w szpitalu. Kiedyś leczyły pacjentów, teraz leczą polskie kompleksy.
Kiedy już znikąd nadziei na zaległe wypłaty, pracownicy upadających przedsiębiorstw upominają się o ostatnie wsparcie z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych. Dla pracowników Stoczni Szczecińskiej będzie musiał znaleźć ok. 80 mln zł, Nysę Motor Poland obliczono na 15 mln, kilkumilionowej pomocy oczekuje białostocki Bison Bial. Bankrutów przybywa lawinowo, a miesięczne wpływy na konto FGŚP sięgają ledwie 10 mln zł. Funduszowi, podobnie jak jego podopiecznym, grozi niewypłacalność.
W Polsce mamy 2,5 mln uczniów szkół średnich i 1,2 mln studentów. Jeśli przyjąć, co w świetle deklaracji rodziców jest dość prawdopodobne, że co dziesiąty w czasie wakacji bierze się za dorywczą pracę, to tworzą oni 370-tysięczną armię ochotników.
W Polsce rośnie liczba zawodów, do wykonywania których same szczere chęci i umiejętności to za mało. Dostępu do nich bronią elitarne samorządy zawodowe, uprawnione do decydowania, kto i na jakich zasadach może zostać ich członkiem. Swoje samorządy mają już prawnicy, lekarze, komornicy, weterynarze, aptekarze, architekci, urbaniści, inżynierowie budownictwa, a w kolejce stoją fizykoterapeuci, diagności laboratoryjni, kominiarze, przymierzają się dziennikarze. Dziś, kiedy o dobrą pracę trudno, zawody do tych zawodów stają się szczególnie brutalne.
Dwanaście brytyjskich firm eksperymentuje ze śródziemnomorskim stylem pracy, przerywając codzienną rutynę sjestą wypełnioną rozrywkami, ucztą dla smakoszy i występami tancerzy flamenco. Praca jest też miejscem, gdzie – podobno z pożytkiem dla pracodawcy – oddać się można plotkom.
Jedźcie i bogaćcie się – żegnał przed laty premier turecki swych rodaków jadących do RFN na zarobek. W 2002 r. szef niemieckiego pośredniaka wygłosił podobny tekst do Niemców. W 12 lat po zjednoczeniu niektórzy ruszają za chlebem tam, skąd niegdyś ich ojcowie importowali siłę roboczą.
Stuosobowa załoga fabryki w Niedźwiadach koło Kalisza solidarnie jednego dnia złożyła wymówienia z pracy. Bo właściciel firmy nie płacił i groził pistoletem. Bilans po ośmiu dniach od wszczęcia protestu: przywódcy załogi bez pracy, maszyny w fabryce chodzą pełną parą, poseł Samoobrony zbija kapitał polityczny.