W autochtonicznych rodzinach na Śląsku Opolskim jeszcze niedawno rozwód był nie do pomyślenia. Gdy ktoś zostawiał żonę i odchodził z inną kobietą, odsuwali się od niego najbliżsi i otoczenie. A jeśli poszedłby po rozstrzygnięcie do sądu, pewnie musiałby wynieść się ze wsi. Śląskość znaczyła przez wieki święty niemal porządek rzeczy. Swojski Heimat, ta najmniejsza ojczyzna, miejsce przebywania od pokoleń, była dana raz na całe życie. Tak samo rodzina. Raptem wszystko się odmieniło.
Na naszych oczach zaczęła się wielka dyplomatyczna gra o to, na jakich warunkach Polska i inne kraje środkowoeuropejskie przystąpią do Unii Europejskiej i na jakich zasadach tam będą funkcjonować. Spór między Niemcami i Hiszpanią o dostęp Polaków do unijnego rynku pracy pokazuje, że warunki polskiego członkostwa zależeć będą w pierwszym rzędzie od negocjacji pomiędzy obecnymi członkami UE. Debata w Polsce o granicach ewentualnych ustępstw wobec Unii i o tym, czy obstawać przy dacie za cenę ustępstw, czy lepiej twardo negocjować i później wejść do UE, jest myląca: Polska nie ma wcale takiego pola manewru.
Polska od lat zabiega o wpisanie na listę państw uczestniczących w brytyjskim programie au pair. Bezskutecznie. Prawo do wysyłania młodzieży, która mieszka u rodzin angielskich jako rodzaj pomocy domowej ucząc się jednocześnie języka, przyznano przed kilku laty Czechom, Węgrom i Słowacji. Lista wzbogaciła się ostatnio o Macedonię, Bośnię-Hercegowinę. Ale ciągle nie ma na niej Polski.
Jedna z poznańskich uczelni prywatnych ogłosiła w lokalnej prasie, że poszukuje pracownika do działu rekrutacji studentów. Zgłosiło się 530 osób. Na prasowy anons właścicielki butiku o zatrudnieniu sprzedawczyni odpowiedziało blisko 800 kobiet. Zagraniczna firma oferująca pracę absolwentowi uczelni ekonomicznej mogła wybierać spośród 200 kandydatów. A wszystko to w mieście będącym do niedawna oazą prawie pełnego zatrudnienia.
Czy polska prostytutka z wystawy w dzielnicy czerwonych świateł w Amsterdamie ma prawo pobytu w Holandii, bo prowadzi działalność gospodarczą na zasadzie samozatrudnienia? Czy wolno domagać się od niej biznesplanu? To nie żarty. To problemy, nad którymi głowi się najwyższa instancja sądownicza Unii Europejskiej za sprawą dwóch przedsiębiorczych Polek.
Blady strach padł na polskich marynarzy pływających pod obcymi banderami. Największy na tych, którzy pracują u armatorów duńskich. Administracja podatkowa Danii zaczęła bowiem przekazywać polskiemu Ministerstwu Finansów dane o dochodach, jakie marynarze ci uzyskali kilka lat temu. Nasz fiskus zaczął im naliczać podatki wraz z odsetkami. Los marynarzy powinien zainteresować wszystkich rodaków zarabiających za granicą.
Orientacyjny kierunek, w którym znajduje się lepsza przyszłość, potrafi w Siemiatyczach wskazać palcem każde dziecko, a jej obiecujący zapach czuć już na miejscowym dworcu, gdy w każdy piątek o siódmej rano otwierają się drzwi klimatyzowanego autobusu Volvo, jeżdżącego na linii Siemiatycze–Bruksela.
Kiedy 24 maja telewizja pokazała, jak francuskie służby wynoszą z placu budowy w Montreuil ciała polskich kloszardów w czarnych worach, a w tle widać było strzępki namiotu, Stanisław Marzec, ojciec Mariana, miał przeczucie.
Czasy, kiedy roboty budowlane były polską specjalnością eksportową, przeszły do historii. Polscy wykonawcy tracą zagraniczne rynki, a z największego z nich – niemieckiego – są rugowani systematycznie, ostatnio przy użyciu drastycznych środków.
Pięćdziesięciu polskich lekarzy rozpoczyna intensywną naukę języka szwedzkiego. Już pod koniec roku przyjmować będą pacjentów w przychodniach i szpitalach Kalmaru, historycznego miasta u wschodniego wybrzeża Szwecji. Zatrudnienie Polaków stanowić będzie pierwszy poważny wyłom w istniejącym od 1968 r. zakazie importu obcej siły roboczej.