Google opublikował listę trendów 2020 r. – raport o tym, jakich informacji szukaliśmy w sieci. To jeden z najlepszych zapisów stanu naszej psychiki, ale też powolnego dostosowywania się do nowej, pandemicznej rzeczywistości.
Australijski busz płonie, ale ustępuje miejsca na czołówkach Forum Ekonomicznemu w Davos. Kryzys klimatyczny to jeden z głównych tematów, a Greta Thunberg i Donald Trump to najbardziej spektakularni goście konferencji.
W australijskich pożarach lasów można dostrzec zwiastun nowej gorącej normalności lub początek kroczącej apokalipsy. Albo zachętę do wdrożenia rozumnej polityki, byśmy nie musieli znów zrzucać się na bandaże dla poparzonych koali.
Od tygodni wstrząsające wiadomości na temat pożarów w Australii są newsami we wszystkich stacjach i w internecie. Zwłaszcza gdy palą się i giną zwierzęta. Przerażające są obrazy poparzonych lub spalonych koali czy kangurów. Jak to wszystko się skończy?
Straty, jakie przyniosą pożary australijskiego buszu w sezonie 2019/2020, będą trudne do oszacowania, ale już wiadomo, że obejmą miliardy dolarów i miliardy istnień.
W sieci można znaleźć wiele nieprawdziwych wiadomości i materiałów wizualnych dotyczących tegorocznych pożarów w Australii. Czy są wynikiem podpaleń? Co właściwie płonie? Czy naprawdę zginął aż miliard zwierząt? Porządkujemy informacje.
Na razie służby mogą co najwyżej bohatersko ratować ludzi i próbować przekierować pożary, ale niewiele mogą zrobić, aby je gasić. Jeden z najbardziej znanych australijskich pisarzy mówi o klimatycznym samobójstwie kraju.
W Australii padł kolejny rekord ciepła. Płoną lasy i zarośla, a władze namawiają mieszkańców do pozostania w domach. Tymczasem premier Scott Morrison wyjechał na wakacje.
Kontynent przeżywa wielką falę upałów, która w takiej skali jest zjawiskiem dotąd niespotykanym. W zeszłym tygodniu padły rekordy temperaturowe w wielu miejscach. Nocą nie jest lepiej.
Gdy do wysokiej temperatury dodać silny wiatr i suchy busz, który rozciąga się na przestrzeni tysięcy kilometrów, a często także rękę podpalacza – skutki muszą być fatalne. W Australii rzecz jasna nie ma White Christmas, białego śnieżnego Bożego Narodzenia. Ale tegoroczne Black Christmas, czarne od dymu i zgliszcz, Australijczycy zapamiętają na długie lata. Ognia, który wtedy wybuchł, ciągle nie można ugasić.