Godzina „W” rozpoczyna się z wyprzedzeniem, 30 lipca. Ale jednocześnie z opóźnieniem, bo miała być o dziesiątej, a startuje o jedenastej. Mówią, że lato jest gorące. Jak w czterdziestym czwartym. Lepiej więc zacząć przed południem. I tak walki potrwają kilka godzin.
Nie wszystkie ciała poległych i pomordowanych w czasie Powstania Warszawskiego zostały zakopane lub spalone w 1944 r. Szczątki ludzkie zalegające zwały gruzów i ruiny domów, trupi fetor i pogrzeby stanowiły jeszcze przez dwa lata o codzienności stolicy.
Telewizja „Discovery” – w Polsce i na świecie – pokaże film o powstaniu warszawskim. Przypadkowo nazwa telewizji jest dla sprawy znamienna. Powstanie – dla telewizyjnego widza zachodniego – jest ciągle tragedią rzeczywiście do odkrycia. Dla Polaków natomiast to wielkie pytanie: Czy możemy, czy powinniśmy naruszać patriotyczną legendę wątpliwościami w wojskowy sens powstania?
W skrajnie niekorzystnych warunkach Armia Krajowa wywalczyła korzystny układ z Niemcami, kończący powstanie warszawskie. Jednak słynne zdjęcie generała Komorowskiego z generałem von dem Bachem tuż po zakończeniu negocjacji nadal zmusza do refleksji: co myślał, co czuł wtedy polski dowódca?
Przeprowadzony w połowie września 1944 r. desant żołnierzy I Armii WP na lewy brzeg Wisły pociągnął za sobą więcej ofiar niż bitwa pod Monte Cassino. Mimo to nie udało się pomóc warszawskim powstańcom. Czy dlatego, że miało się nie udać?
60 rocznica Powstania Warszawskiego niewątpliwie wzmocniła nasze uczucia patriotyczne, a także wielu ważnym cudzoziemcom przypomniała o istnieniu Polski i jej wojennych cierpieniach. Zaraz się jednak okazało, że w Polsce historia nadmiernie ciąży na dzisiejszej polityce zagranicznej. Może czas, by nasze łzy kryć już we własnej poduszce.
Przez ponad 50 lat wokół Powstania Warszawskiego toczył się spór: najpierw polityczny, z czasem już tylko historyczny. Badania opinii publicznej wskazują, jak niewielki miał on wpływ na świadomość społeczną Polaków, którzy mają na temat tego powstania zdecydowanie własne poglądy.