W najnowszej filmowej wersji „Hamleta” królewicz duński nie dzierży już w dłoni, jak nakazywałaby tradycja, czaszki, ale kasety wideo z filmami akcji. Jakby to one miały dać siłę apatycznemu księciu snującemu się z pistoletem po Nowym Jorku i zachęcić go do wyrównania rachunków. Nie po raz pierwszy twórcy kultury popularnej sięgają do dramaturgii Szekspira i dostosowują ją do gustów i wrażliwości młodej publiczności.
Zdawać by się mogło, że postępująca laicyzacja współczesnej kultury nie pozostawi w jej świeckiej przestrzeni niczego, co byłoby odwołaniem do sacrum. Wszak rozrywka i przyjemności panują
Mistrz świata z Lahti, triumfator Turnieju Czterech Skoczni i, najpewniej, zdobywca Pucharu Świata stał się ulubieńcem mediów i polityków, wyrafinowanych artystów i prostego biesiadującego ludu, symbolem narodowym i idolem kultury masowej. O mistrzu świata z Lahti pisze się wiersze i piosenki, opowiada dowcipy, a nawet lepi się jego podobizny i wystawia po galeriach.
Pod koniec 1997 r. media obiegła tyleż kuriozalna co wstrząsająca wiadomość: w Japonii 685 dzieci doznało ataku epilepsji pod wpływem nadawanej w telewizji kreskówki. W ten sposób świat dowiedział się o Pokemonie.
Na początku lat 90. mieliśmy pokolenie X, pod koniec dekady nastała moda na pokolenie Y. Teraz w dobrym tonie jest rozprawiać o Bobo, kolejnym amerykańskim wytworze, który wyróżnia luz i luksus. X, Y, Bobo przypominają metki na atrakcyjnych ubraniach: okazuje się, że kolejne wymyślone generacje dobrze się sprzedają na chłonnym jarmarku kultury masowej.
Jak już kiedyś zauważył Gombrowicz, Polacy mają skłonność do zachwytu nad południowcami. W czasach zamierzchłych idolem był Rudolf Valentino, dziś jest Antonio Banderas. Gwiazdy Północy przestają nas bawić, bo zimne i nieprzystępne. Argentyńczyk, Hiszpan, Wenezuelka – oto bohaterowie naszych marzeń. Brazylijskie telenowele i kubańska muzyka pięknie komponują się ze swojskimi klimatami.
W najbliższą niedzielę późną nocą Andrzej Wajda odbierze w Los Angeles Oscara, która to nagroda słusznie napawa rodaków dumą. Tłumiąc nieco wzruszenie możemy zauważyć także symboliczną wymowę zdarzenia: oto wybitny polski twórca, cały z naszej wielkiej literatury, z Romantyzmu, staje się bohaterem jednego z globalnych przedsięwzięć kultury masowej. I do twarzy mu z tym.
Chyba już wszyscy zdążyliśmy się przyzwyczaić do tego, że w kulturze ostatnich dekad wysokie miesza się z niskim, powaga z groteską, rock z muzyką filharmoniczną, a sztuka z reklamą. Od jakiegoś czasu dochodzi do innego rodzaju wymieszania: dorosłego z dziecięcym.
Telenowele i filmy akcji, występy gwiazd sportu i estrady, gry komputerowe i hałaśliwy muzyczny melanż dobiegający nieustannie z głośników radia. Codzienność i odświętność kultury przeznaczonej do masowej konsumpcji. Dawniej wyniosły intelektualista mógłby stwierdzić, że podobne fakty mało go obchodzą albo protestowałby gwałtownie w obronie zagrożonych wartości. Dziś nie rozpacza już i nie przeklina. Stara się raczej zrozumieć.