Wraz z rosnącą popularnością nowego kanału telewizyjnego Kino Polska, nadającego stare polskie filmy, wraca kłopotliwe pytanie: do kogo powinny one należeć i kto ma prawo czerpać z nich zyski?
Mówiąc w skrócie, historia kina polskiego jest w dużej mierze historią walki twórców o prawo do nieszczęśliwego zakończenia. Władza bowiem zawsze wolała happy endy. Dzisiaj woli je też publiczność.
Mam dla polskich reżyserów świetny temat na zaangażowany, wciągający film, a nawet kilka filmów, w których odbijałaby się nasza rzeczywistość. Tym tematem jest środowisko filmowe. A oto zarysy scenariuszy.
Kino III RP najpierw śmiało się z byłego etosu, potem głównie z policjantów i złodziei. Tomasz Konecki i Andrzej Saramonowicz, autorzy filmu „Ciało”, proponują komedię surrealistyczną, w której widz nie zobaczy Polski znanej z telewizora.
Dla miłośników kina polskiego mamy dwie wiadomości, które nadeszły z Ameryki. Jedna jest dobra: na tamtejsze ekrany jesienią wejdzie „Quo vadis” Jerzego Kawalerowicza. Druga wiadomość jest zła: amerykański dystrybutor postanowił wyciąć biusty naszych artystek, prezentowane śmiało podczas uczty u Nerona.
Poprzednio usiłowaliśmy imponować Ameryce wielkimi produkcjami, co było błędem
Czy najlepsze filmy powstają wtedy, gdy ma się dużo wolności i mało pieniędzy? Patrząc na nowe filmy młodych, chyba tak.
Heniek Gołębiewski, filmowy Edi, powiada, że chociaż życie ma trochę przechlapane, nie żałuje z tego życia ani jednego dnia. Swojej przerwy w aktorstwie też nie żałuje, chociaż trwała 20 lat. – Żyło się, jak się żyło – kwituje zastrzegając, że szczegóły tego wyznania to nie jest opowieść dla dziennikarzy.