Czy skala proponowanych zmian oznacza, że wkrótce możemy być świadkami zmiany ustrojowej? Rozmowa z dr. Adamem Gendźwiłłem.
Nie zdziwię się, jeśli winnym czwartej fali okaże się w narracji propagandowej PiS personel medyczny.
Od początku maja narasta spór między Koalicją Obywatelską i Lewicą. Między politykami, a nawet jeszcze bardziej liderami opinii i sympatykami obu tych formacji. O co w tym chodzi?
Opozycja sama sobie zafundowała dygot, jej kryzys jest bezsporny, ale niekoniecznie trwały. Natomiast sprawowanie władzy zawsze zużywa, a PiS wlecze za sobą coraz cięższy bagaż grzechów. Zmieniło się też społeczeństwo, na scenę weszły nowe roczniki i nawet zdążyły zaliczyć swoją polityczną inicjację.
Po pięciu miesiącach zapowiedzi i wewnętrznych konfliktów Zjednoczona Prawica pokazała program zatytułowany „Polski Ład. Nowa Nadzieja”. Ryzyko rozpadu koalicji zmalało, a opozycja zmarnowała wielką szansę.
Może nie warto wiać w leśne gąszcze, jak w skeczu Stanisława Tyma, skoro czekają nas auta elektryczne, promy kosmiczne, sprawiedliwe podatki, szpitale prowadzące badania naukowe (zamiast leczenia ludzi?) i nowe autostrady.
Polska nowoczesna i bogata czy zacofana i scentralizowana? Jaka wizja kraju wyłania się z prezentacji premiera Morawieckiego? I czy prawica pokonała kryzys, który trawił ją od ponad pół roku?
Polski Ład nie odnosi się do kluczowych wyzwań, z jakimi przyjdzie się nam mierzyć w najbliższych latach w energetyce. To symptom strukturalnego problemu, jaki rząd ma z polityką energetyczną.
PiS trzyma się Polskiego Ładu, ale szykuje przegrupowania w Zjednoczonej Prawicy. Prezes pozostanie prezesem, lecz w bezpieczeństwie i dyplomacji możemy oczekiwać zmian.
Autorzy dokumentu wykazali się nieskrępowaną fantazją. Ale konkretów brak, a zwłaszcza odpowiedzi na pytanie, jaka będzie cena tego ambitnego programu wyborczego. Bo strategią rozwoju Polski Ład na pewno nie jest.