W Muzeum Powstania Warszawskiego nie rozwiązuje się sporu o powstanie. W muzeum mówią: rozwiążcie sobie to państwo sami.
Spór o Powstanie Warszawskie toczy się od 1944 r. i – jak podobne debaty na temat kluczowych momentów w dziejach Polski – zawsze będzie otwarty. Bo każde pokolenie wchodzi do tej rzeki w
Teatr Telewizji wita widzów hasłem „Zostań w domu i przyjdź do teatru”, tymczasem od trzech sezonów o jego produkcjach można powiedzieć wszystko, tylko nie to, że mają coś wspólnego z
Radykalna prawica przywłaszczyła sobie pojęcie patriotyzmu i wyklucza ze wspólnoty tych, którzy rozumieją go inaczej. Także historia Polski ma być wyłącznie heroiczna, a za wstydliwe
Żaden IPN nie poradzi sobie z pamięcią narodową. Co prawda władcy budują piramidy, łuki tryumfalne czy tylko przejmują archiwa, by następnym pokoleniom narzucić własną wizję historii. Jednak pamięć zawsze wymykała się im spod kontroli.
Polityka historyczna często upiększa wizerunek narodowych dziejów, tym samym (jeśli odrzucić eufemizmy) fałszuje zbiorową pamięć. Akcentuje i wyolbrzymia dawne sukcesy i osiągnięcia wspólnoty, zarazem selektywnie ukazuje jej wady i słabości, zataja, umniejsza czy bagatelizuje potknięcia i niepowodzenia.
Nie tylko u nas ulegają erozji mity założycielskie powojennego ładu, oparte na heroicznym oporze wobec niemieckiej agresji i zwycięstwie nad Hitlerem. Dowodem powieść szkockiej pisarki Alison Louise Kennedy „Day” o załodze brytyjskiego bombowca z II wojny światowej, uznana za europejską książkę 2007 r.
Szykuje się nowa obrona Westerplatte. W roli agresora występuje początkujący filmowiec, którego pragną powstrzymać strażnicy narodowej pamięci. Kontrowersyjnym scenariuszem zajmuje się nawet rząd.
Kiedy na Westerplatte zjechała na wizję lokalną dwójka najbliższych współpracowników premiera, stało się jasne, że Donald Tusk chce mieć na Wybrzeżu swój odpowiednik Muzeum Powstania Warszawskiego, historycznej opoki braci Kaczyńskich.
Czas jednak stoi w miejscu. Wystarczy w sprawach niemieckich wziąć dziś do ręki „Rzeczpospolitą” i niekiedy jakby człowiek czytał „Rzeczywistość” z lat 80. Czyta „Wprost” – i już ma przed sobą „Prawo i Życie” z końca lat 60. Te same argumenty, choć w zupełnie innym świecie. I zapewne zwolennicy naszej neoendeckiej polityki historycznej nie zdają sobie sprawy, w jakich butach chodzą.