Polska to kraj, w którym poezję pisze się masowo, a czyta od wielkiego dzwonu. Gigantyczna poetycka fala uderza w czytelników z siłą nieznaną pod innymi szerokościami geograficznymi. Poezja obłazi trotuary, mury kamienic, słychać ją w pubach i w kawiarniach.
Umarł Czesław Miłosz. Wymknął się, kiedy już uwierzyliśmy w jego nieśmiertelność. Dał nam do tej wiary prawo. Odchodzili jego przyjaciele, znajomi, najbliżsi. Minął wiek, którego był symbolem, a on trwał, ciągle zachłannie przyglądając się światu.
Od pewnego czasu modę na ekranizację powieści wyparło tworzenie filmów biograficznych o ich autorach, a najlepiej – autorkach, zwłaszcza jeśli ich życie było nieszczęśliwe i obfitowało w dramatyczne wydarzenia. Pisarka-samobójczyni nadaje się do tego idealnie.
Kraków żyje głównie poezją. Poezja upstrzyła trotuary, obłazi mury kamienic, wdziera się do pubów, kawiarni, alternatywnych piwnic. W zależności od dzielnicy miasto poezją oddycha lub dyszy. Z Krakowa poetycka powódź rozlewa się na inne miasta, a nawet kontynenty.
Poeta Piotrek zastrzelił trzech ludzi, Sławek pomagał w zabiciu dwóch, Sylwek ma na koncie śmierć jednej osoby, podobnie drugi Piotrek. Poeci spotykają się w bibliotece przy ulicy Bartnickiej we Włocławku. Bartnicka 10 to adres więzienia i zarazem nazwa Więziennego Klubu Literackiego.
W grudniu 1953 r. zmarli dwaj wielcy – i zapewne najpopularniejsi w całym XX w. – nasi poeci: Konstanty Ildefons Gałczyński i Julian Tuwim. Tuwim był starszy od Gałczyńskiego tylko o 10 lat, ale było w ich relacjach coś ze stosunku ojca i marnotrawnego syna.
Od pewnego czasu w okolicach Krakowskiego Przedmieścia spotkać można młodszych i starszych polonistów z wierszami Jarosława Marka Rymkiewicza pod pachą. Chodzą niespiesznie, czytają na wyrywki i szukają kogoś, z kim można by podzielić się wyrazami zachwytu. Czytają też w autobusach i w metrze. I nie stało się to z powodu nagrody Nike.