Jest wiele powodów, dla których ceny w dyskontach u nas i za Odrą coraz mniej się różnią. Część z nich zawdzięczamy polskim politykom.
Rząd nie rezygnuje z obciążenia dużych sieci handlowych nową daniną, ale zmienia jej formułę. Za przykład daje Hiszpanię, tylko że tam pieniądze z niej idą do budżetów samorządowych.
Unijny sąd w pierwszej instancji zdecydował, że to polski rząd miał rację w sprawie podatku handlowego, który miał być pobierany od 2016 r. Kursy akcji sieci handlowych tąpnęły.
PiS prowadzi bitwę o polski handel. W roli przeciwnika ustawił zagraniczne sieci i galerie handlowe, ale dużo ofiar może być także w polskich szeregach. Z opresji cało wyjdą ci, którzy najszybciej bogacą się na biednych.
Nowy podatek obejmie wszystkie większe sklepy, także te internetowe. Do tego ma nas zniechęcić do robienia zakupów nie tylko w niedziele, ale nawet soboty.
Zasadniczym celem ustawy jest zwiększenie wpływów do budżetu, tak żeby zrealizować wyborcze obietnice Prawa i Sprawiedliwości. Pytanie, czyją kieszeń to obciąży.