PO-PiS: wyciągamy do siebie rękę, choć nie bardzo wiadomo po co
Politycy PiS wychodzą z założenia, że jest tak, jak oni mówią. Elektorat nie będzie niczego sprawdzał, bo jest wierzący
Można narzekać, że Palikot czasem strzelał za szybko, ale trudno powiedzieć, by choć raz strzelił w złą stronę
W sprawie dziury budżetowej, prezydent zamiast do NIK powinien się zwrócić do brata
Problem z Palikotem polega na tym, że on prawdopodobnie po prostu chce obrażać, dlatego trudno go bronić
Ostatnie dni pokazują, że właśnie teraz kończy się kampania wyborcza Donalda Tuska z 2007 r. Nadszedł czas sprawdzania woli rządzących i konfrontacji z realnymi, a nie tylko sondażowymi interesami społecznymi. Można powiedzieć: witamy w prawdziwym życiu.
Rok 2002: obywatelka miasta Olsztyn Lidia Staroń walczy z prezesem spółdzielni mieszkaniowej Zenonem Procykiem. Zarzuca mu prywatę. Rok 2008: obywatelka Staroń jest posłem na Sejm, a Procyk to były prezes. On broni się przed sądem. Ona przed publicznymi oskarżeniami o prywatę.
Do niedawna koalicji PO-PSL udawało się korzystnie odróżniać od poprzedników. Brakiem programowych konfliktów i przepychanek przy podziale stanowisk. Nagle spod nowego makijażu wyjrzała znana twarz ludowców, bez żenady obsadzających rodzinami rządowe posady.
Opozycja zarzuca rządowi Donalda Tuska i PO miałkość, nijakość. Platforma jawi się w tej optyce jako ugrupowanie bez celu, sensu i energii. PO najczęściej szlachetnie milczy. Ale to nie jest dobra strategia.