Polskie Koleje Państwowe chcą pozbyć się1500 dworców. Bo szpetne i niedochodowe. Ale samorządy też ich nie chcą.
Mieszkańców warszawskiej aglomeracji wozi już trzech kolejowych przewoźników, a niebawem przybędzie czwarty. W innych regionach Polski też rośnie konkurencja na torach. Kolej ma przed sobą obiecujące perspektywy. Ale perspektywy PKP są marne.
Przeciętny złomiarz nie potrafi na mapie pokazać Chin, ale wie, że to dzięki nim za 5 kilogramów żelastwa może mieć już jabola. Dlatego kradnie, co popadnie.
Decyzja o likwidacji najbardziej nierentownych połączeń kolejowych najgorętszy protest wywołała wśród pracowników PKP. Czy kolej potrzebna jest już tylko kolejarzom?
Kolej została wydana na łup złodziei. Kradną oni wszystko, co posiada jakąkolwiek wartość: przewożone towary, części wagonów, a nawet szyny i sieć pod napięciem.
Koleje państwowe zamykają linię Żywiec–Sucha Beskidzka, bo wożenie pasażerów jest nieopłacalne. Opłacałoby się prywatnej firmie, ale nie zgadza się na to Ministerstwo Infrastruktury. Czyżby bało się dowodu, że bez PKP kolej też może istnieć?
W halach wrocławskiego Pafawagu stoi trzydzieści nowoczesnych lokomotyw, wyprodukowanych na zamówienie PKP. Każda warta jest 14 mln zł. Mają niezbędne świadectwa i atesty, ale kolej od kilku lat odmawia ich odebrania.
Czy będąc bankrutem można bez zastanowienia wydawać miliony albo zaciągać kredyty nie tłumacząc się, na co pójdą i z czego będą spłacane? Można, pod warunkiem, że tym bankrutem są Polskie Koleje Państwowe.