Czasy są takie, że trzeba być gotowym na wszystko. Również na nagły wzrost dobrobytu.
Europejska biurokracja ciągle potrafi zadziwiać. Za rok do produktu narodowego poszczególnych krajów chce doliczać dochody osiągane z gospodarczej czarnej strefy, czyli m.in. z prostytucji, przemytu, handlu narkotykami, bimbrownictwa. A to wszystko w Polsce ma policzyć… GUS.
Polska gospodarka wciąż na plusie, a spowolnienie raczej nie zamieni się w recesję. Niestety, wysiadł podstawowy silnik napędzający wzrost PKB, czyli nasze zakupy.
Za oknem coraz zimniej, w gospodarce coraz gorzej. Jest bardzo prawdopodobne, że na początku przyszłego roku wpadniemy w krótkotrwałą recesję. Zielona wyspa idzie pod wodę, a ratunkowych pontonów nie widać.
Rząd przyjął Strategię Rozwoju Kraju do 2020 r.
Przykro patrzeć jak z ministra finansów i jego prognoz - na temat przyszłorocznego budżetu - stopniowo wyparowuje optymizm. Jak wynika z rządowego projektu w 2013 roku PKB Polski wzrośnie już tylko o 2,2 proc. To jeszcze nie kryzys, ale już „marszobieg żółwia”. Część społeczeństwa będzie to sporo kosztować.
To już nie jest zadyszka. Polska gospodarka wciąż rośnie, co dziś w Europie samo w sobie jest sukcesem. Jednak wyniki są zdecydowanie gorsze niż w ubiegłym roku, a ostatnim nieźle działającym silnikiem okazuje się eksport.
Polska gospodarka na razie nie zwraca uwagi na spowolnienie w innych krajach. Rozwija się niebywale równomiernie.
Maciej Krzak pisze w serwisie Polityka.pl, że długiem straszyć nie warto. Chyba jednak się myli.