85 najbogatszych ludzi na świecie zgromadziło tyle majątku, ile 3,5 miliarda najbiedniejszych. Czyli połowa ziemskiej populacji.
Politycy i bankowcy kuszą nas wizją nowego wspaniałego świata, wolnego od banknotów i monet. To będzie raj czy matrix?
Wiedza ekonomiczna i zarządzanie własnymi pieniędzmi – to ciągle pięta achillesowa większości z nas. Jeśli już odkładamy na przyszłość, ufamy co najwyżej bankom i… skarpecie.
Narodowy Bank Polski za pięć miesięcy wpuści do obiegu gotówkowego staro-nowe banknoty. Stare, bo to ciągle będą dotychczasowej wysokości nominały, tych samych co dotąd rozmiarów i ze znanymi wizerunkami władców Polski. Nowe, bo banknoty od 10 do 100 zł będą miały zupełnie nowe zabezpieczenia i delikatnie zmienioną kolorystykę. Po co ta cała operacja?
Być może za dwa lata monety o nominałach 1 i 2 grosze zaczną znikać z rynku, a ceny będą zaokrąglane do 5 groszy. Taka zmiana przyniosłaby polskim podatnikom wielomilionowe oszczędności. Kupujący nie powinni stracić.
Lord Skidelsky z synem twierdzą, że na Zachodzie pieniędzy mamy za dużo i że nie dają nam one cieszyć się życiem.
Pieniądze szczęścia nie dają. Tę ludową mądrość potwierdzają już nie tylko psychologowie, lecz również ekonomiści. Ba, nawet ONZ opublikowała Raport o Globalnym Szczęściu, zachęcając polityków, by zmienili myślenie o polityce rozwojowej.
Lepiej odsprzedać drobne polskie monety w punkcie skupu złomu, niż płacić nimi za towar w sklepie. Na kilogramie jednogroszówek możemy w ten sposób zarobić 9,40 zł.
Euro – walczące o przeżycie – nie jest pierwszym wspólnym pieniądzem w Europie. Jaka lekcja płynie z historii jego protoplastów?
15 lat temu Polska przestała być krajem samych milionerów. Lęk, co przyniesie nowy złoty, był silny. Za kilkanaście dni denominacja przejdzie ostatecznie do historii.