Po niemal czterech latach rządów PiS świerzbi mnie pióro, aby przelać na papier moją subiektywną ich ocenę. Będzie to ocena bardzo krytyczna, ale chciałbym w niej wydobyć pewne pozytywne elementy, a przynajmniej racjonalizować niektóre posunięcia. W końcu, powie czytelnik, po tych czterech latach gospodarka wydaje się w bardzo dobrej formie.
Premier Morawiecki niemalże słowami Edwarda Gierka opowiada, że teraz „Polska rośnie w siłę, a ludzie żyją dostatniej”. Niewiele robi sobie z tego, że Polacy przed wyborami chcieliby rozmawiać o czymś innym: o dramatycznej sytuacji służby zdrowia, kosmicznym bałaganie w edukacji i coraz bardziej bijącej po kieszeni drożyźnie.
PiS chce się wkupić w łaski młodych, by ci mogli odwdzięczyć się partii rządzącej już w jesiennych wyborach. Ale zerowy PIT to prezent nieoczywisty. Dlaczego?
To młodzi konserwatyści z Klubu Jagiellońskiego, a nie opozycja, protestują przeciwko trzynastej emeryturze, nazywając ją „ordynarną kiełbasą wyborczą”. Walczą o przyszłość swojego pokolenia.
PiS przed jesiennymi wyborami będzie po kolei spełniał obietnice z tzw. piątki Kaczyńskiego. W ten sposób chce utrzymać poparcie. Pieniądze na dzieci czy emerytów mogą jednak podburzać kolejne grupy zawodowe domagające się podwyżek.
Obietnice PiS przemówić mają wyborcom „do ręki”: każdy dostanie jakąś sumę w gotówce i z wdzięczności zagłosuje na partię, od której ją otrzymał. Dla wielu to wręcz polityczna korupcja.
Partia władzy rozdawnictwem próbuje przykryć brak pomysłów. Rodzice, emeryci, młodzi i rolnicy – wszyscy dostaną pieniądze, i to jeszcze przed wyborami.