Odejdzie czy nie odejdzie? Po raz kolejny Alberto Fujimori, człowiek znikąd, który przez dziesięć lat rządził potomkami Inków, zaszokował Peru. Ta dekada mogłaby być wybornym tematem dla pisarzy pokroju Marqueza czy Peruwiańczyka Vargasa Llosy, który zresztą w 1990 r. stanął do walki o prezydenturę i przegrał z Fujimorim. Teraz Llosa powinien napisać powieść, której bohaterem mógłby uczynić szefa tajnej policji Vladimiro Montesinosa, peruwiańskiego Rasputina, prawą rękę Fujimoriego. I zadedykować ją Alejandro Toledo – indiańskiemu następcy peruwiańskiego Japończyka.
Co roku dziesiątki tysięcy ludzi z północnego Chile, z sąsiedniej Boliwii, a nawet z Peru, w tym kilkaset zespołów tańca religijnego, pielgrzymują do niewielkiej wioski La Tirana, by tam tańczyć, tańczyć i jeszcze raz tańczyć ku chwale swojej patronki - Dziewicy z Carmen. Towarzyszy im drugie tyle handlarzy i turystów. Prawdziwe współistnienie dewocji i komercji, spontanicznej religijności i pogańskiej żądzy posiadania, modłów i zabawy. Tam "być" spotyka się z "mieć".