Wygrali przeciwnicy Busha. Z obu izb Kongresu zniknęli przyklaskujący prezydenckim pomysłom skorumpowani republikanie. To cena za Irak.
Republikanie, ich prezydent i ich polityka są w defensywie. Popularność prezydenta Busha spada. Kłopoty w Iraku i huragan Katrina nie przysporzyły mu poparcia. Czy demokraci wykorzystają tę okazję?
Partia Demokratyczna narobiła dużo zamieszania, chociaż jeszcze nie powstała. Na razie są kolejni trzej tenorzy, górnolotne deklaracje i wiele chęci. Pozostaje jeszcze uformować to ugrupowanie i przekonać wyborców, że to nie Unia Wolności bis. Na tej drodze jest jeszcze wiele niewiadomych, a czasu bardzo mało.
Demokraci wierzą, że ich tegoroczny wybraniec ma realne szanse na wyeksmitowanie prezydenta Busha z Białego Domu. Na konwencji w Bostonie przedstawiali go jako silnego przywódcę. Ilu niezdecydowanych wyborców zdołali przekonać?
John Kerry zaczął się uśmiechać. Zwykle posępny i pełen rezerwy demokratyczny senator z Massachusetts przemógł się, nawiązał cieplejszy kontakt z wyborcami i w cuglach zwyciężył w prawyborach w stanach Iowa i New Hampshire. Po takiej serii nikt jeszcze nie przegrał wyścigu o partyjną nominację w wyborach do Białego Domu.
Zgodnie z wiedzą politologów partia rządząca w Białym Domu powinna przegrać wybory parlamentarne w połowie kampanii prezydenckiej, bo zawsze przegrywa. Toteż bardzo dobry rezultat Demokratów w wyborach uzupełniających do Kongresu to nie lada wyczyn; sytuacja tej partii - w związku z miłosnym skandalem prezydenta Clintona - była wyjątkowo trudna. A może zmienili się wyborcy?