Postawa Franciszka wobec rosyjskiej napaści na Ukrainę jest co najmniej kuriozalna. Papież wciąż uchyla się od krytyki Moskwy, niebezpiecznie podsyca też teorie spiskowe, za co krytykują go niemal wszystkie światowe media.
Nieszczęsna fraza papieża, że być może „szczekanie NATO u wrót Rosji” popchnęło Putina do agresji na Ukrainę, wpisuje się w wojenną narrację propagandy i dyplomacji rosyjskiej.
Papież Franciszek wybrał w środku wojny dyplomację dla dobra pokoju: uniki i ogólniki, by nie drażnić agresora. Na razie wojna szaleje, a metoda utrzymywania „okna dialogu” z mocodawcami zbrodni wojennych dewastuje pontyfikat Jorge Bergoglia.
Z tygodnia na tydzień język Franciszka się zaostrzał, ale wciąż słów „Rosja”, „Putin”, „wojna” unikał. Swoista neutralność Watykanu coraz bardziej bolała napadniętą Ukrainę i solidarne z nią społeczeństwa.
Normalnie to papież przyjmuje polityków i dyplomatów, a nie odwrotnie. Ale tym razem ominął protokoły i konwenanse. Pofatygował się osobiście do ambasady rosyjskiej, żeby wyrazić swoje zatroskanie wojną.
Jak pogodzić watykańską instrukcję z oficjalną polityką Franciszka wzywającego do zera tolerancji dla krzywdzenia dzieci przez pedofilów w sutannach? Przecież papież może w Kościele wszystko.
Po arcypasterzu dusz spodziewalibyśmy się większego zrozumienia psychologii ludzkiej i ludzkich nastawień do świata. Sądźmy innych nie po tym, czy i ile mają dzieci, psów czy kotów, ale po tym, jak je traktują.
Ich wspólny wysiłek może dawać przykład i nadzieję w fundamentalnych dla przyszłości sprawach: migracji, klimatu, walki z ubóstwem, wykluczeniem i ekstremizmem. Tylko czy ich siła perswazji wystarczy?
O Macieju Ziębie napisano już wiele. O jego odpowiedzialności za powstanie sekty u dominikanów, tolerowaniu przestępcy seksualnego w habicie, chorobie alkoholowej, porażce w roli dyrektora Europejskiego Centrum Solidarności. Nie napisano zbyt wiele o jego wpływie na polskie elity i Kościół.
Za szczepieniem się przemówiła głowa Kościoła Powszechnego. Ignorowanie apelu papieża Franciszka nie będzie więc aktem miłości, tylko odmowy.