Papież na kadencję? Czemu nie? Franciszek może przypieczętować wybitnie świecką tradycję w świętym nadal Kościele.
Już dwa lata papież Franciszek kieruje Kościołem. Jego popularność nie maleje, raczej rośnie. To fenomen w czasach, gdy przywódcy mają zwykle złą prasę.
Franciszek przyjeżdża tam, gdzie jest zapraszany i gdzie ciągnie go serce. A ciągnie go bardziej do krajów tzw. trzeciego świata niż do Zachodu.
Franciszka, razem z Kościołem, czeka w tym roku decydująca próba sił.
Franciszek nie przebiera w słowach. Tym razem w mowie do kardynałów tuż przed Bożym Narodzeniem.
Wizyta Franciszka nie przyniesie szybkich skutków politycznych, ale jej religijna symbolika jest jakimś powiewem nadziei.
W swoim przemówieniu w Parlamencie Europejskim papież nie szczędził Europie uwag krytycznych, ale chciał też ją pokrzepić.
Pierwszy był ksiądz misjonarz Bartolomé de las Casas, który w czasach konkwisty bronił autochtonów przed zbrodniami i wyzyskiem możnych. W XX w. takich jak on księży idealistów były w Ameryce Łacińskiej tysiące.
Drugi człowiek w Watykanie Benedykta XVI, kard. Tarcisio Bertone, liczył na wygodną emeryturę. Ale niewykluczone, że pisana mu zwykła cela.
Na Bliskim Wschodzie wszystko jest polityką, także, a może zwłaszcza, wizyty papieży. Podróży papieża Franciszka zmaganie się tego, co polityczne, z tym, co duchowe i religijne, towarzyszyło szczególnie intensywnie.