Po trzech miesiącach względnej stabilizacji ropa znowu drożeje, a wraz z nią paliwa w hurcie i – w mniejszym stopniu – na stacjach. Rząd ma pomysł, jak sobie z tym poradzić: ręczne sterowanie.
Nie Smoleńsk, ale ceny będą osią ruszającej kampanii wyborczej. Opozycja przekonuje, że życie stało się dramatycznie drogie, a będzie jeszcze droższe. Obiecuje, że temu zaradzi. Ale to nie takie proste.
Surowce gwarantujące wielkie dochody są najniebezpieczniejszym z bogactw. Uzależnienie od nich wpędza nawet zamożny kraj w nędzę.
Koniec z rosyjskim olejem napędowym i innymi paliwami płynnymi: 5 lutego wchodzi w życie embargo na ich import. To spore wyzwanie dla unijnej gospodarki, w tym także polskiej. Czy bez diesla da się żyć?
W centrali Orlenu krążą pogłoski, że Obajtek może pożegnać się niebawem z prezesowskim fotelem, by wystartować w wyborach do Sejmu. Ława poselska jest mniej wygodna i słabiej płatna, za to gwarantuje immunitet. A ten się może przydać.
Nadejście epoki wodorowej ogłaszano w przeszłości już kilka razy. Teraz wydaje się to naprawdę realne. Wojna w Ukrainie, kryzys energetyczny i klimatyczny uświadomiły światu, że bez pomocy wodoru sobie nie poradzimy.
Wraz z nowym rokiem wzrosły podatki i opłaty, jakimi obciążone są ceny paliw. Tymczasem ceny na stacjach ani drgnęły, zaś w hurcie benzyna nawet staniała.
Co się wydarzy w lutym, gdy Rosjanie zakręcą rurociąg Przyjaźń (nazwa dość ironiczna) i wstrzymają dostawy oleju napędowego? Co będzie z cenami? Nie jestem optymistą.
Polska jest dobrze przygotowana na odcięcie dostaw ropy z Rosji, ale większym wyzwaniem jest unijne embargo na paliwa, które wejdzie w życie 5 lutego 2023 r.
Paliwo, mięso, cukier – wszystko można zastąpić zamiennikami, co udowodnili chemicy w czasach kryzysów i wojen.