Polska Grupa Kapitałowa Kredyt działa od dziewięciu miesięcy. Nie udziela kredytów, bo nie jest bankiem. Oferuje za to towar w postaci... pieniędzy. Ma 80 oddziałów w całej Polsce i 6 tys. klientów. Pierwsi z nich zaczęli właśnie zawiadamiać prokuratury o tym, że zostali oszukani. Niezrażona tym firma wciąż intensywnie się reklamuje.
We Wrocławiu zatrzymano przestępców, którzy okradali właścicieli kart bankowych korzystając z kodów PIN podejrzanych za pomocą mikrokamery. W Gdańsku wpadła grupa fałszująca karty kredytowe. W warszawskim hipermarkecie Carrefour kilka kasjerek korzystając z numerów kart płatniczych klientów robiło zakupy na ich rachunek. Niemal każdego dnia dowiadujemy się o kolejnych przestępstwach, których ofiarmi padają właściciele „plastikowych pieniędzy”. Czy korzystanie z kart bankowych musi być tak niebezpieczne?
Opiekunka z Polskiego Komitetu Pomocy Społecznej wyniosła z domu swej podopiecznej obraz Kossaka. Pan z PCK rozparcelował kamienicę innej staruszki jeszcze za jej życia. To tylko incydenty, ale opiekunowie społeczni – w większości dobrzy i uczciwi ludzie – zbyt często nie mają dostatecznych kwalifikacji do tej roli. A pieniądze, które powinny iść na wynagrodzenia, rozpływają się w kasach organizacji charytatywnych.
R. był bohaterem kilku artykułów „Polityki”. Tajemniczy ów biznesmen, który nigdy nie szukał rozgłosu i konsekwentnie unikał obiektywu, przez dziesięć ostatnich lat prowadził zdumiewające interesy. Pojawiał się niemal wyłącznie tam, gdzie gospodarka łączyła się z polityką, a prywatny kapitał ze Skarbem Państwa. Miesiąc temu zmarł na serce. Pozostawił po sobie nietypowy spadek, którym zajęły się służby specjalne i prokuratura.
Po ukazaniu się tekstu „Dieta i kara” (POLITYKA 48/2000) o tym, jak aktorka z telenoweli „Klan” Małgorzata Drozd mamiła na zlecenie firmy wysyłkowej A–Z puszystych, otrzymaliśmy dziesiątki listów. Głównie panie pisały, że poczuły się oszukane. Wiele osób zwróciło nam też uwagę (dołączając do listów wycinki z kilku gazet), że mamieniem – tym razem poszukujących szczęścia – zajmują się także inne artystki dramatyczne. Dorota Stalińska reklamując Magnetyczne Słońce i Ewa Kasprzyk („Złotopolscy”) – Pierścień z Luksoru.
Marian M. twierdzi, że przez szczere spojrzenie oraz elokwencję Stefanii W. – byłej wspólniczki, stracił 200 tys. zł, dlatego od roku robi wszystko, żeby Stefanię W. wsadzić za kratki.
Mieszkanie w Warszawie to skarb, zwłaszcza w centrum. Ceny za metr kwadratowy sięgają tu nawet 7–8 tys. zł. Co jakiś czas wybucha skandal – mieszkanie załatwił sobie polityk lub urzędnik. Nie zapłacił nic albo wielokrotnie mniej niż cena rynkowa. Sposobów jest kilka, a gra warta świeczki: zyski są krociowe, zaś ryzyko złamania sobie kariery politycznej znikome. Czas mija, nazwiska bohaterów skandali mieszkaniowych znikają z gazet, ale zostają na tabliczkach gabinetów i listach lokatorów.
Dwa lata będzie musiał spędzić w więzieniu Krystian W., samozwańczy komendant Związku Legionistów Polskich. Sąd zarzucił komendantowi kradzież. Komendant zarzucił sądowi kłamstwo. Zarzucił je także sferom rządzącym, władzom Krakowa, konkurencyjnym organizacjom piłsudczykowskim oraz zakonnikom z Jasnej Góry. Swoich wrogów podejrzewa o prowokację, matactwo i sprzyjanie agentom, którzy go prześladują. Jego, legionistę, rocznik 1940.
Kamienica przy ul. Bałtyckiej jest piękna, jeśli porównać ją z rozsypującymi się sąsiadkami. Kraków, centrum. Kręte schody, na ścianach klatki schodowej zielone kafle. Do 1998 r. żaden z trzech współwłaścicieli nie interesuje się budynkiem. Zaczyna się komedia pomyłek z fatalnym finałem. Wszyscy uczestnicy kończą na ławie oskarżonych. Po raz pierwszy na wokandę trafia sprawa dotycząca oszustwa w obrocie krakowskimi kamienicami.
Sprawy 1101/99 w ogóle nie byłoby, gdyby Jacek Bączkowski, urzędnik z Warszawy, nie zdecydował się kupić niedużej działki we wsi Kaliszki, a następnie nie postawił na niej domu.