Wojna z terroryzmem zaskoczyła media. Nie tylko sprawozdawczo, także językowo. Jak sobie radzić z zapisem i wymową egzotycznych – dla nas – nazw i imion ze świata muzułmańskiego?
W sumie chyba lepiej, żeby ibn Ladena nie pochwycili. Jego proces przed cywilizowanym sądem zamieniłby się w kazuistyczną farsę prawniczą, której normalni ludzie nie są w stanie pojąć. Jak i nie byliby w stanie pojąć wyroku: niewinny.
Symbol światowego terroryzmu lat 70. i 80. Carlos alias Szakal odbywa karę dożywotniego więzienia w paryskim zakładzie penitencjarnym La Santé (Zdrowie). Kiedy wyszło na jaw, że weźmie ślub ze swoją adwokatką, o mały włos nie przyćmił medialnej gwiazdy terrorysty Osamy ibn Ladena.
Co łączy w Afganistanie bojowników z Arabii Saudyjskiej, Pakistanu, Bośni i Czeczenii, z chińskiej prowincji Xinjiang zamieszkanej przez Ujgurów, a nawet z kraju tak odległego geograficznie i religijnie jak buddyjska Birma? Otóż łączą ich pieniądze Osamy ibn Ladena – i idea panislamizmu.
Nigdy jeszcze islamski terroryzm nie miał tak wyraźnego oblicza, znanego nie tylko z prasy, ale również listów gończych. Osama ibn Ladin uważany jest przez Amerykanów za najgroźniejszego terrorystę świata, ale dla milionów muzułmanów jest niemal prorokiem, kimś, kogo Bóg naznaczył do wypełnienia wielkich celów. Obecnie Ladin prowadzi wojnę z Rosjanami na Kaukazie, ale twierdzi, że tak naprawdę interesuje go pognębienie Szatana, czyli Ameryki.