O propagandowym i prawdziwym obrazie wojny między III Rzeszą a ZSRR w 80. rocznicę operacji Barbarossa opowiada Borys Sokołow, autor książki „Straszliwe zwycięstwo”.
Cesarz Fryderyk I Barbarossa trochę przez przypadek został patronem hitlerowskiej inwazji na Rosję. To krzywda dla władcy, który, jak mówią dziś historycy, zasługuje na przydomek Wielki.
Do ataku na ZSRS Hitler rzucił 3,2 mln żołnierzy Wehrmachtu, który znajdował się w swojej szczytowej formie bojowej. Naprzeciwko nich stanęło 2,5 mln żołnierzy armii znajdującej się w fazie gwałtownej rozbudowy i reorganizacji.
Niejako poza głównym nurtem zdarzeń toczyły się mniej lub bardziej zacięte walki, mające pewien wpływ na ostateczny wynik wojny.
Plany wojenne i doktryny wojskowe III Rzeszy i Związku Sowieckiego na progu operacji Barbarossa.
Odrębnym wojskiem były w obu państwach floty. Miały toczyć ze sobą wojnę na Bałtyku, Morzu Czarnym i Dalekiej Północy.
W środę, 2 lipca 1941 r., Japonia zdecydowała nie atakować ZSRS, ale – zgodnie z sugestią Hitlera − uderzyć na południe Azji. Być może zaważyło to na efektach Barbarossy i na kształcie dalszej wojny.
Biorąc na wagę, w połowie 1941 r. Armia Czerwona przeważała zdecydowanie nad wszystkimi wojskami przeciwników pod względem liczby żołnierzy i sprzętu. Była jednak gorzej wyszkolona i dowodzona.
Do operacji Barbarossa przystępowała armia doświadczona w zwycięskich walkach w Polsce i Francji. Miała poczucie siły płynącej z błyskawicznych kampanii, ale nie była gotowa do wydłużonej wojny.