Nacjonalistyczne grupy chwalą się, że ich patrole obywatelskie chronią mieszkańców przed „nielegalnymi migrantami”. Ogłoszona przez rząd nowa strategia migracyjna wcale ich nie uspokoiła. Niebezpieczny pomysł rozpowszechnia się w całym kraju.
Akcja Socjalistyczna, paramilitarna przybudówka PPS, dawała odpór prawicowym bojówkom. Na przemoc odpowiadała przemocą.
Prawicowe organizacje, w tym te powiązane z poprzednią władzą, rzutem na taśmę dostały setki tysięcy złotych z Funduszu Patriotycznego Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej. Jednym z beneficjentów jest fundacja dr. Tomasza Greniucha, byłego dyrektora wrocławskiego IPN z ONR-owską przeszłością.
Kiedy w 2002 r. do Opola przyjeżdża wystawa „Żołnierze Wyklęci”, na jednym z jej widzów wywiera szczególne wrażenie. Postanawia zająć się badaniem dziejów antykomunistycznego podziemia. To on odtworzy najbardziej skandalizującą organizację przedwojennej polskiej skrajnej prawicy: Obóz Narodowo-Radykalny. Nazywa się Tomasz Greniuch.
Neonazistowscy muzycy, śledztwa ABW, prawicowi populiści, negacjoniści Holokaustu, piewcy hitlerowskich kolaborantów, stadionowi chuligani i wilczki Ziobry – to kolejny odcinek brunatnej geografii Polski. Tym razem pod lupę trafia Śląsk Opolski.
W latach 90. dwie osoby kształtowały opolską skrajną prawicę. Pochodzą z jednego osiedla, Chabrów, i fascynują się historią. Dla jednego okaże się ona zgubą, dla drugiego trampoliną do władzy. Pierwszy inspirował powstanie ONR, drugi uformował politycznie takich ludzi jak Janusz Kowalski i Patryk Jaki.
Romans sanacji z faszystowską młodzieżą był krótki i nieudany, ale mógł doprowadzić do narodzin w Polsce totalitaryzmu.
Wzmocnienie przez obóz rządzący pozycji i roli narodowców jest ewidentnym świadectwem przesuwania się władzy w kierunku nacjonalistycznym, a także ewolucji ideowej.
Stary dyktator jest u kresu swoich dni. Władza powoli wysuwa się z jego rąk. Na dzień, w którym odejdzie, czeka gromadka skłóconych diadochów.
Od pewnego czasu rocznica zbrodni w Jedwabnem ściąga różnej maści ekstremistów jak muchy do miodu. W tym roku zjawili się wyjątkowo tłumnie i na pewno nie po to, by pochylić głowy nad grobami ofiar. Przeciwnie.