Groźba rosyjskiej inwazji na Ukrainę wywołała w Niemczech zasadniczą debatę o stosunku do Rosji, Zachodu, socjaldemokratycznej Ostpolitik, a także o niemieckiej roli w rosyjskim parciu na Zachód – od Piotra I po Władimira Putina.
Odchodzi cicho, bez ekscytacji, pretensji. Była wierna, niekapryśna i świetnie nadawała się na kiełbasę wyborczą. A teraz, po latach, zniknęła z wyborczych straganów: currywurst, matka wszystkich niemieckich kiełbasek.
Jeszcze dużo wody upłynie w Renie, nim obecny rząd federalny wypracuje własną retorykę rozwiązywania europejskich kwadratur koła. Najpierw musi się dogadać sam ze sobą.
Unia i NATO ponownie grożą Rosji surowymi sankcjami w razie agresji wobec Ukrainy. Premier Morawiecki nie wywalczył nic w sprawie kryzysu cenowego na rynku energii.
Nowe władze w Niemczech patrzą na Polskę podobnie jak stare. Z PiS trzeba rozmawiać, nie robiąc sobie specjalnych nadziei. A prowadzenie walki o praworządność pozostawić Komisji Europejskiej.
Bundestag przegłosował kandydaturę nowego kanclerza Niemiec. Olaf Scholz udowodnił, że w polityce warto być wytrwałym i wiernym swoim poglądom. Nawet jeśli we własnej partii jest się w mniejszości.
Umowa koalicyjna ma 177 stron i czyta się ją jak frapujący program wewnętrznej przebudowy Niemiec. A po trosze także jak baśń braci Grimm o przemyślnych krasnalach, które z zapałem wyruszają do pracy, bo każdy dobrze wie, co ma robić.
Niemcy już niedługo będą mieć nowy rząd. Trójpartyjna koalicja została zbudowana nadspodziewanie sprawnie, ale już na początku czeka ją trudny test – muszą okiełznać czwartą falę pandemii, która rozpędziła się w sposób niekontrolowany.
Niemcy przestraszyli się własnej odwagi i perspektywę otwarcia politycznej „zielonej” ery zamienili na mniej wyrazisty scenariusz. Tylko czy nowy sojusz pozwoli przezwyciężyć marazm dotychczasowych rządów?
Niezbyt jasne jest, jakich Niemiec chce wyborca? Wydaje się, że po 16 latach rządów Angeli Merkel Niemcy chcą zmiany.