Jak to w ogóle było możliwe? Dlaczego dały się oszukać wszystkie systemy bezpieczeństwa? Gdzie był wywiad, ochrona lotnisk, kontrola ruchu powietrznego, czy budynki WTC aby nie kusiły losu? No i najważniejsze: co trzeba zrobić, aby w przyszłości uniemożliwić przeprowadzenie ataku terrorystycznego na taką skalę i z tak przerażającymi konsekwencjami?
Był 1983 r. Robert Wiśniewski, student nauk politycznych Uniwersytetu Nowojorskiego, przyszedł na zabawę sylwestrową do lokalu w mitycznej polskiej dzielnicy – Greenpoint. Niestety, zabawa skończyła się dużo przed północą. Zidentyfikowany jako warszawiak Robert został pożegnany komendą: „Tu się k... Łomża bawi”. Opuścił zabawę na dobre. Dziś Wiśniewski, prawnik, ma własną kancelarię na Broadwayu, w czwartki chodzi na Madison Avenue na lekcje tanga. Jego hiszpańska narzeczona wybrała kurs salsy. Z daleka od Greenpointu wyrastają Polacy profesjonalni, których z polskim gettem łączą najwyżej wigilijne zakupy. Różni ich od „Łomży” poczucie niesmaku wobec gettowej rzeczywistości polonijnej oraz mgliste na razie przekonanie o konieczności zorganizowania się na nowo.
Niewielu podróżnych oczekujących na pociąg na nowojorskim dworcu kolejowym Grand Central uwierzyłoby, że pomiędzy torami, w lokum nadającym się co najwyżej dla szczurów, mieszka człowiek. A przypuszczenie, że ów kloszard może stać się wkrótce jednym z najpoczytniejszych pisarzy w mieście, byłoby dla nich szczytem absurdu. Tymczasem...