Kiedy rumowisko po World Trade Center na Manhattanie było jeszcze tak gorące, że strażakom topiły się buty, burmistrz Rudolph Giuliani mówił – odbudujemy wieże. Gubernator Nowego Jorku George Pataki zapewnia dziś – bardzo po amerykańsku – że to, co nowojorczycy zbudują w pustce, będzie większe, piękniejsze, lepsze i bardziej funkcjonalne. Ale co to będzie?
Był głupi zbieg okoliczności. Biznesmeni-dżentelmeni, w garniturach od Armaniego, debatujący o interesach, ale i o świecie, sztuce i społeczeństwie, słowem prestiżowe forum gospodarcze Davos przenosi się do Ameryki, a tam śmierdzi największym skandalem gospodarczym stulecia.
Na Park Avenue, najelegantszej i najbogatszej alei na Manhattanie, nigdy chyba nie leżało tyle końskiego łajna. Policjanci na koniach całą sobotę stali w czterech rzędach w poprzek alei. Nie był to początek kawaleryjskiej szarży, lecz pokaz bezpieczeństwa dla uczestników i przeciwników Światowego Forum Gospodarczego, które ze szwajcarskiej wioski Davos (gdzie obraduje co roku) przeniosło się wyjątkowo do hotelu Waldorf-Astoria w Nowym Jorku.
Oprócz kolejnego ataku terrorystycznego, recesji, depresji, bezrobocia, choroby psychicznej, wojny i wąglika, mieszkańcom pionu B, wąskiej kamienicy przy 8 alei w dzielnicy Chelsea na Manhattanie, grozi regularna powódź. Lokator z czwartego lub piątego piętra (według szacunków starszego mieszkańca z trzeciego piętra, to architekt Sherman bądź aktorka Elisabeth) podłączył do instalacji wodnej pralkę, co w budynkach czynszowych jest nielegalne, grozi rozerwaniem starych rur, a w konsekwencji katastrofą. Szczególnie w przypadku ponadstuletniej kamienicy w centrum miasta. Brudne ubrania należy zanosić do pralni.
Jakby mało spotykało ich nieszczęść, mieszkańcy Nowego Jorku muszą się rozstać z powszechnie podziwianym burmistrzem Rudolfem Giulianim. Najchętniej pozostawiliby go na ratuszu dożywotnio, ale prawo pozwala tylko na dwie kadencje, które właśnie się kończą i 7 listopada trzeba było wybrać następcę. Został nim Michael Bloomberg – miliarder i właściciel koncernu medialnego Bloomberg L.P.
Półtora miesiąca po tragedii ulotki z nagłówkiem „Missing” – „Zaginiony” naturalną koleją rzeczy odpadają ze ścian, słupów ogłoszeniowych i sklepowych wystaw. Ale przy szpitalu Świętego Wincentego wciąż pracują ochotnicy, którzy przylepiają je na nowo, przynoszą kwiaty i świeczki. Spragnieni głębszego sensu wydarzeń z 11 września do ulotek dolepiają refleksje na temat kondycji ludzkości. Na Greenwich Street, tuż przy szpitalu, dowieszono żółtą szarfę z instrukcją dla zagubionego w obliczu katastrofy społeczeństwa. Po pierwsze: poznaj wszystkich swoich sąsiadów. Po drugie: wyjdź do pralni i do biblioteki, uśmiechnij się. Po trzecie: kup psa, wyjdź z nim na spacer, poznaj innych właścicieli psów z okolicy. Po czwarte: zostań wolontariuszem, zrób coś dla drugiego. Po piąte: zacznij żyć tak, jakby następny dzień był twoim ostatnim. Twoje życie będzie bardziej wartościowe.
Strach popycha ludzi w ramiona obłędu. Nie znaczy to, że są już obłąkani. Gdy rozpada się świat, szuka się koła ratunkowego. Choćby w przepowiedniach sprzed wieków pióra Nostradama. Ale po ataku na Amerykę nie próżnują też głosiciele spiskowej teorii dziejów. Ci są groźniejsi.
Skala nowojorskiej tragedii jest niewyobrażalna: ponad 6 tys. ofiar. Ale przecież dziesiątki tysięcy zdołały uciec od śmierci bez obrażeń. Zginęli ci, którzy rzeczywiście nie mieli żadnych szans. Naturalne pytanie: a gdyby to się stało w Polsce?
– To niewyobrażalne – opowiada Oeter McKendry, ochotnik, który przybył z Maine. – Tak często widzieliśmy filmy, w których Bruce Willis sam burzy wieżowiec i odjeżdża, jak gdyby nic się nie stało. To już nie jest film. Znalazłem wiele strasznych rzeczy. Znalazłem palec, łokieć i część twarzy. Lecz najbardziej wstrząsnęły mną buty. Gdziekolwiek spojrzałeś – setki butów. I ta świadomość, że każdy z nich został zerwany z nóg właściciela w chwili wybuchu.
To już nigdy nie będzie ta sama Ameryka, ten sam Nowy Jork. To zdanie słyszeliśmy po tysiąc razy w ciągu ostatniego tygodnia. Odszukaliśmy więc przede wszystkim tych, którzy ledwie półtora miesiąca temu (POLITYKA 32) opowiadali, jaka jest ich Ameryka. To był reportaż o młodych Amerykanach z polskim rodowodem, o tych, którym właśnie spełniał się amerykański sen, o tych solidnie zakotwiczonych i mocno zakochanych w Nowym Jorku. Jaka jest teraz ich Ameryka?