Już po zamknięciu giełdy w poniedziałek wieczorem z pomocą ruszył Narodowy Bank Polski. Zapowiedział działania na niespotykaną dotąd w kraju skalę.
Sprawa płac bankowców od dawna budzi emocje. Nie tylko w Polsce. Cały świat zastanawia się, dlaczego akurat ta grupa menedżerów musi zgarniać tak ogromne pieniądze?
Nagrody przyznane właśnie przez prezesa NBP Adama Glapińskiego niektórym pracownikom, a także... Markowi Chrzanowskiemu, byłemu prezesowi KNF, raczej nie przysporzą PiS popularności. Prowokują za to liczne pytania.
Martyna Wojciechowska odebrała sobie tyle, ile mogła, a o tym, jak duża jest to suma, najlepiej świadczy to, że większość pracujących Polaków nie jest w stanie miesięcznie jej zarobić.
Opublikowane w środę pierwsze dane o wynagrodzeniach w Narodowym Banku Polskim nie kończą afery. Wprost przeciwnie, to dopiero pierwszy krok w wyjaśnianiu tej bulwersującej sprawy.
Prezes NBP Adam Glapiński rękami i nogami bronił się przed ujawnieniem zarobków w banku centralnym. Teraz już wiemy, dlaczego.
Prawu i Sprawiedliwości szkodzi upór prezesa NBP, broniącego tajności zarobków dwóch bliskich współpracowniczek. Szkodzi też samemu bankowi centralnemu, gdyż sondaże pokazują gwałtowny spadek zaufania do tej instytucji.
Co w sprawie pensji współpracowniczek prezesa NBP poszło nie tak? Wszystko.
NBP przyznał, że „pani dyrektor Wojciechowska może być w grupie osób trochę lepiej zarabiających”, ale ile konkretnie to jest „trochę”, nie podało. Nie pomaga to wiarygodności prezesa Glapińskiego.
Zarobki „dwórek Glapińskiego” mogą stać się symbolem pazerności i niekompetencji tej władzy. Pytania prezesowi NBP zadają już politycy prawicy.