Rozmowa z Jarosławem Klejnockim, polonistą, poetą i prozaikiem, o tym, dlaczego nauczyciele jeszcze się nie zbuntowali
Rozmowa z Henrykiem Pawłowskim, nauczycielem matematyki, o samopoczuciu współczesnego pedagoga
Agresja przepełnia dziś szkołę. Uczniowie atakują kolegów. Nauczyciele atakują uczniów. A uczniowie – coraz śmielej – nauczycieli. Ich z kolei atakują rodzice. Szkoły przypominają stadiony piłkarskie, z tym że tam panują jaśniejsze reguły gry. Dla nowego ministra edukacji Romana Giertycha sposobem na uzdrowienie szkoły jest blokada komputerów przed pornografią, a środkiem na szkolną agresję – elektroniczny monitoring i kamery. Do tego dochodzi projekt PiS sankcjonujący kary cielesne w szkole. Taka terapia budzi przerażenie, jest wyrazem absolutnej nieudolności i bezradności władzy.
Dodatkowe płatne lekcje, tak zwane korki, biorą już nie tylko maturzyści i gimnazjaliści, coraz częściej uczniowie szkół podstawowych. I studenci, którzy dotychczas z korepetycji raczej się utrzymywali.
Coraz częściej władze lokalne przekazują szkoły państwowe stowarzyszeniom i fundacjom. W ten sposób można ominąć Kartę Nauczyciela i oświata wychodzi gminie taniej. Ale czy lepiej?
Polscy uczniowie nienawidzą szkoły: przodujemy pod tym względem w światowych rankingach. Ani państwowe, ani nawet prywatne szkoły ciągle nie mogą znaleźć sposobu, żeby dać się polubić.
Zdarza się, że do szkoły trafiają młodzi, energiczni zapaleńcy, zdawałoby się – ideał nauczyciela. Ale szybko tracą energię w stetryczałym organizmie szkoły. Odchodzą z żalem, ale i z ulgą, że nie zdążyli ugrzęznąć w rutynie.
Organizatorzy kursów dla pedagogów dobrze zarabiają. Szkoły na tym stracą.
Dla wielu nauczycieli uczniowie to „totalni debile”, dla młodzieży ich opiekunowie to często „kaci” i „oprawcy”. Jak świat światem uczniowie i ich wychowawcy stali po dwóch stronach barykady. Dzisiejsza szkoła przypomina jednak kocioł, w którym gotują się współczesne polskie konflikty i frustracje.