Justin Trudeau poinformował w poniedziałek, że według jego wiedzy za czerwcowym morderstwem Hardeepa Singha Nijjara, przywódcy sikhów w Kanadzie, stoją „agenci indyjskiego rządu”. Narendra Modi mówi, że to absurd, i rozpoczyna dyplomatyczną kontrofensywę.
Oczekiwania przed szczytem G20 w Delhi były niewygórowane, więc skromny urobek dwudniowych spotkań przyjęto bez zaskoczeń.
Na zakończonej w New Delhi dwudniowej konferencji przywódców najważniejszych globalnych potęg dominowały eufemizmy i symboliczne gesty, które jednak zadowoliły wszystkie strony. Najważniejsi gracze i tak swoje interesy załatwiają gdzie indziej.
Narendra Modi obiecuje, że za trzy dekady Indie, które właśnie wylądowały na Księżycu, będą liderem świata. Tymczasem za jego przyzwoleniem w kraju toczy się wojna domowa. I to ona mówi więcej o przyszłości Indii.
Rahul Gandhi przeszedł pieszo przez całe Indie i pokazał, że nacjonaliści nie są jedyną polityczną siłą w najludniejszej demokracji świata. Rozpalił entuzjazm i ducha jedności. Tylko w co ten sukces przekuć?
Indie i Chiny wzywają do deeskalacji konfliktu w Ukrainie, ganią Kreml za ataki na cele cywilne. Nie poparły też inicjatywy utajnienia głosowania o anektowanych ukraińskich terytoriach na forum ONZ. Pozycja Rosji słabnie z każdym dniem.
Premier Narendra Modi tańczy na linie, próbując zachować przyjaźń USA i odciągnąć Putina od Pekinu. A kordialne stosunki Delhi i Kremla niepokoją obserwatorów na Zachodzie.
Nieodpowiedzialność i nieskuteczność rządu Indyjskiej Partii Ludowej pod przewodnictwem Narendry Modiego, bezlitośnie obnażona przez tragiczną skalę pandemii, to dziś w Indiach temat numer jeden.
Kraj zanotował rekordową liczbę zakażeń – 1,6 mln. W piątek szpitale w Delhi alarmowały, że kończy im się tlen. Respiratorów brakuje, lekarze wentylują pacjentów ręcznie.
Spalone meczety, domy i sklepy. Tysiące uciekinierów i bierność policji. Media społecznościowe pełne zatrważających scen przemocy. To bilans zamieszek w stolicy Indii. Nad Gangesem zbudziły się najciemniejsze demony.