Coraz cieplejsze zimy, stale zmieniające się trendy w zimowym wypoczynku i światowy kryzys finansowy – to wyzwania sezonu 2008/09 dla narciarskiego biznesu. Jego odpowiedź brzmi: na wszystko mamy sposoby.
Nie ma to jak rodzina. Zwłaszcza gdy jeździ na nartach. Specjalne atrakcje i oferty dla tak świetnej klienteli czekają we wszystkich stacjach alpejskich. Szkolne ferie to stan podwyższonej gotowości. Szacuje się, że z powodu marnej zimy w kraju w Alpy wybierze się nawet pół miliona Polaków więcej niż zwykle.
Czy PZN nie łamie zasad fair play?
Ogłoszono klęskę braku śniegu. Zdecydowanie za wcześnie. Śnieg spadł, mróz schwycił. Narciarze poczuli zew.
Byli wielcy. Ich występami żyła cała Polska. Zdobywali medale mistrzostw świata, Europy i spartakiad. Zabrakło tego jednego: olimpijskiego krążka gwarantującego dożywotnią państwową emeryturę. Zakopiańscy tytani nart żyją dziś w biedzie i zapomnieniu.
W konkurencjach alpejskich zimowej olimpiady – zjazdach i slalomach – polscy zawodnicy prezentują się jak słynny niegdyś Brytyjczyk Eddie „Orzeł” Edwards, który lądował kilkadziesiąt metrów bliżej niż rywale. A przecież aż osiem milionów rodaków deklaruje umiejętność jazdy narciarskiej, a połowa z nich w miarę regularnie na nartach jeździ. Mamy góry, śnieg i sprzęt, i narciarzy, ale biznesu i sportu narciarskiego jak na lekarstwo. Dlaczego? Bo Polacy się żrą.
Wyjazd w góry, zwłaszcza w te dalsze – Alpy, to spore przedsięwzięcie organizacyjne i logistyczne. Lepiej zawczasu o wszystkim pomyśleć, aby było bez-piecznie i wygodnie. Poniżej kilka praktycznych rad.
Od lat zima w górach zaczyna się podobnie – blokadą najpopularniejszych narciarskich tras. Głośne były wojny o zagrodzone stoki na Pilsku w Korbielowie i na Czyrnej w Szczyrku. W tym roku pod znakiem zapytania stoi zjazd z Gubałówki. Kto jest właścicielem polskich gór?