Internet: Strony muzyczne popularniejsze od erotycznych
Wyniki sprzedaży płyt za ubiegły rok pokazują, że najpopularniejszym polskim wokalistą jest Stachursky, wykonawca muzyki dance. Trudno o większe zaskoczenie, wszak piosenki Stachursky’ego nie są obecne w radiu ani w telewizji, ich jedynym kanałem promocji były dotychczas koncerty dyskotekowe. Najpewniej mamy do czynienia z fenomenem porównywalnym z niegdysiejszą popularnością zgrzebnego disco polo. Znów coś, co funkcjonuje na marginesach kultury, objawia zadziwiającą siłę przyciągania.
W pierwszej połówce poprzedniej dekady mieli fanów, koncerty i czasem niezłe pieniądze. Ich zespoły objeżdżały kraj i choć ówczesny państwowy przemysł płytowy z dzisiejszej perspektywy wydaje się mieszanką biurokracji z manufakturą, kiedy ukazywała się płyta, a choćby i kaseta, kupowano je w parę dni. Polski boom rockowy z tamtych czasów ma swoich bohaterów czynnych w branży do dziś, ale ma także bohaterów po przejściach i takich, o których dziś się nie pamięta.
Śpiewa się poezję, nawet, jak się zdarzało, dzieła wieszczów narodowych. Śpiewa się manifesty albo zrymowaną publicystykę. Ale przede wszystkim śpiewa się piosenki, których teksty powtarzają ustalone schematy i jeśliby oderwać je od muzyki, najpewniej szybko wypadłyby z pamięci.
Co robi Polak, kiedy ma więcej wolnego czasu, jak choćby w długi majowy weekend? Prawidłowa odpowiedź brzmi: nic nie robi. Badania socjologiczne potwierdzają, że głównym sposobem zabijania czasu jest wzmożone oglądanie telewizji, wideo, spotkanie z rodziną i znajomymi, ewentualnie spacer. Szlachetniejsze formy rozrywki - wizyta w teatrze, kinie, muzeum, lektura książek, koncert - przestały być towarzyskim snobizmem. Oferta kin, księgarni, sklepów płytowych jest dziś w Polsce nie gorsza niż na Zachodzie, ale producenci skarżą się na brak popytu. Zmieniły się wzorce społeczne - to prawda, lecz jednocześnie wiele polskich rodzin, także tych z ambicjami kulturalnymi, po prostu nie stać na bilet, książkę, płytę. Obliczyliśmy, że aby utrzymać proporcje cen z czasów PRL, książka powinna dziś kosztować mniej więcej 2 złote, a bilet do teatru 4 złote. A jak jest?
Dwa lata temu przyszedł moment, kiedy Janikowo wydało się za ciasne dla Figi z Makiem. Więc Figa przeobraziła się w Sweet Joy i w styczniu rusza na podbój rozrywkowego rynku polskiego.
Aby piosenka stała się przebojem, słuchacz powinien oswajać się z nią co najmniej miesiąc. Promowanie przeboju na lato przypomina grę w ruletkę.
W rodzimym piosenkarstwie, jak dowiódł tego ostatni festiwal w Opolu i co potwierdza estradowa codzienność, dominuje wtórność i konserwatyzm. Szmira disco polo znalazła kontynuację w kompletnie odtwórczej popmuzyce, zaś samych artystów i animatorów sceny zdają się ożywiać wyłącznie wzajemne kłótnie o pieniądze.