Czy można dziś uprawiać społecznie zaangażowany street art, nie posługując się łopatologicznymi chwytami? Odpowiedzią na to pytanie są prace Escifa.
Po sterowanych komputerowo podświetlanych fontannach i po pomniczkach-ławeczkach polskie miasta odkryły nowy pomysł: murale. Malowidła na murach mnożą się więc gwałtownie, choć nie zawsze sensownie. I ciekawie ewoluują.
Codziennie rano rodzina don Lucasa, potomka Majów z plemienia Ixil, budzi się witana spojrzeniami postaci z kilkusetletnich fresków. Może je wkrótce bezpowrotnie utracić, a nie stać jej na ratowanie malowideł. Niezwykłe freski i codzienne życie tubylców uchwycił w obiektywie Robert Słaboński.
Czasy są ciężkie - nic dziwnego, że w cenie jest bezpretensjonalny wygłup. Przynajmniej w Nowym Jorku.