Moskiewski Bolszoj przywiózł nam spektakle wystawione w stylu raczej konserwatywnym. Z kolei tamtejszą widownię, oglądającą nasz Wielki, porwał wystawiony po bożemu „Straszny dwór”, a nie awangardowy „Król Roger”.
„Nie zdołaliśmy uratować wszystkich. Przebaczcie nam” – powiedział ubrany na czarno prezydent Putin w wystąpieniu telewizyjnym do Rosjan w dniu odbicia zakładników. Uratowano kilkuset, zginęło ponad stu. Cena zwycięstwa okazała się dramatycznie wysoka. Ale najważniejszy był ton, jakim Putin mówił o rebeliantach. Nie można Rosji rzucić na kolana – powiedział dając wyraźnie do zrozumienia, że nie ma mowy, by z Czeczenami rozmawiać dziś o pokoju.
Najczęściej łapią w metrze. Patrol milicji jest chyba na każdej stacji. Legitymują. Śledzą potok twarzy. Zawsze ustawiają się w idealnym miejscu, w okolicy schodów ruchomych, ale nie za blisko.
Plac Puszkiński, gdzie wybuch w przejściu podziemnym zabił 11, a ranił ponad sto osób, w Moskwie nazywają „Puszką”. To centrum miasta. Labiryntami tuneli przechodnie wędrują wzdłuż stale zatłoczonej samochodami ul. Twerskiej. Dochodzi się nimi także do trzech zawsze ludnych stacji metra: Puszkińskiej, Czechowskiej i Twerskiej. Codziennie przez plac przejeżdżają i przechodzą setki tysięcy ludzi. Ofiarą zamachu w tym miejscu mógł więc stać się każdy mieszkaniec miasta.
Po raz pierwszy pokazano w Moskwie na wystawie dokumenty i przedmioty związane z ostatnimi chwilami Hitlera i jego przybocznych. Przez powojenne półwiecze ZSRR nie przyznawał się, że je posiada i nigdy wcześniej ich publicznie nie pokazywał.
O czujność proszą władze Moskwy. Mieszkańcy rosyjskiej stolicy samorzutnie niemal w każdym domu i na każdej klatce schodowej zaczęli się organizować i tworzyć blokowe komitety antyterrorystyczne. Ustalono nocne dyżury na klatkach schodowych i patrole wokół bloków.